To był dla Marceliny czarny piątek. Miała zdawać maturę, ale w szkole została poinformowana, że... przecież pisemnie zrezygnowała ze zdawania egzaminu.
- Dobre świadectwo dostałam w zeszły piątek - mówi Marcelina. - Tego dnia wywieszono też listy dopuszczonych do matury. Mojego nazwiska nie było, ale byłam pewna, że to przez perypetie ze świadectwem i że mnie dopiszą.
Dlatego uczennica przyszła wczoraj na egzamin z języka polskiego, lecz nie została wpuszczona do sali. Rozpłakała się i pobiegła do Katarzyny Bukowskiej, wicedyrektor CKU. - Powiedziała mi, że przecież złożyłam oświadczenie... z rezygnacją - dziwi się uczennica. - A ja żadnego oświadczenia nie składałam.
Załamana wróciła do domu. Sprawą zajęła się rodzina. - Zadzwoniłam do dyrektorki i zapytałam o treść tego oświadczenia - mówi Małgorzata Dudzińska, ciotka uczennicy. - Okazało się, że tego dokumentu nie ma, ale szkoła go... szuka. Coś tu było nie tak. Natychmiast wybraliśmy się do pani dyrektor. Dokument już się odnalazł. Był absurdalny.
Co na to szkoła? - To oświadczenie trafiło do mnie, ale nie przypominam sobie, czy złożyła je Marcelina, czy może w jej imieniu, któraś z koleżanek - przyznaje wicedyrektor Katarzyna Bukowska. - Żadnego fałszerstwa nie było. Uczennica mówiła mi kiedyś, że do matury nie przystąpi. Oświadczenie jest tego konsekwencją. Nic tu nie mają do rzeczy problemy z wydawaniem świadectwa. Maturę może zdawać za rok. Taka jest procedura. Dyrektor CKU także nie wierzy w fałszerstwo. - To oświadczenie jest prawdziwe - zapewnia Tadeusz Szewczyk.
Marcelina Pietruś zamierza w poniedziałek złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. - Dowiem się, kto mnie tak urządził - zapowiada. - Wyjęto mi cały rok z życiorysu.