Pomoc bezdomnemu psu to dla urzędników z Łabuń twardy orzech do zgryzienia. Przekonała się o tym 75-letnia mieszkanka maleńkiej Dąbrowy, do której przybłąkała się suka.
– Moja mama ma już jedną sukę i drugiej po prostu nie może przygarnąć – tłumaczy Grażyna Skulska, córka kobiety. – Nikt we wsi też do tego się nie kwapi. Szkoda tego stworzenia.
Pani Grażyna interweniowała w tej sprawie w Urzędzie Gminy w Łabuniach. Uważa, że samorząd powinien się sprawą zająć i zwierzęciu pomóc.
– Kilka dni temu pracownik UG powiedział, że postara się o umieszczenie suki w zamojskim schronisku dla bezdomnych psów – mówi pani Grażyna. – Jeśli oczywiście będzie tam miejsce. I tyle. Nie zrobiono w tej sprawie nic.
Kobieta się nie poddała. Poprosiła o pomoc zamojską Fundację dla Ratowania Bezdomnych Zwierząt "Emir”.
– Natychmiast zadzwoniłam do pracownika tej gminy, który się takimi sprawami zajmuje – zapewnia Marta Bojarczuk-Pfeifer, członek "Emira” oraz przewodnicząca zamojskiego os. Kilińskiego. – To było jeszcze w ub. tygodniu. Pracownik gminy był niemiły, wręcz opryskliwy. Po prostu mnie zbył! W poniedziałek zadzwoniłam do wójta. I znów nic. Suka nadal biega po polach!
W końcu sprawa trafiła do nas. Czy naprawdę pomoc bezdomnemu zwierzęciu przekracza możliwości Urzędu Gminy w Łabuniach?
Dzwoniliśmy dzisiaj do UG, aby się czegoś w tej sprawie dowiedzieć. Jednak nie było tam ani wójta, ani sekretarza, ani pracownika zajmującego się m.in. sprawami bezdomnych zwierząt.
– Nie ma ich w urzędzie – tłumaczył nam jeden z pracowników. – Numerów komórkowych także nie można dać. To nic, że są godziny pracy, ale numery są prywatne.
Pracownicy "Emira” też nie mogli się z wójtem skontaktować.
Wygląda na to, że suka pomocy się nie doczeka. – W końcu zamarznie i tyle – kwituje jeden z mieszkańców Dąbrowy.