Po Zamościu "śmigają” motocykliści. Zawrotne prędkości rozwijają nawet na głównych ulicach. Przewodniczący osiedla Orzeszkowej i Reymonta jest tym zaniepokojony.
- To jest naprawdę nie do pomyślenia - denerwował się przewodniczący. - Byłem świadkiem jak pewien młody człowiek pędził ponad 130 km na godzinę. I to ulicą Piłsudskiego! To ogromne niebezpieczeństwo dla pieszych. Ludzie starsi na pewno nie mieliby szans uciec spod jego kół.
Kowalik zapewnia, że Zamość stał się poligonem doświadczalnym dla krnąbrnych motocyklistów. - Nasza policja powinna się tym jak najprędzej zająć - uważa. - Taki jest mój apel. Naprawdę nie ma na co czekać.
Czy kłopot jest duży? W Zamościu tzw. ścigaczy (sportowych motocykli m.in. suzuki i kawasaki) jest zaledwie ok. dwudziestu. Ale to potężne maszyny.
- Na Piłsudskiego, na krótkim odcinku można polecieć nawet 200 km na godz. - mówi jeden z właścicieli takiego motocykla. - Właściwie da się nawet i o 100 km więcej… Tyle, że nikt tego już nie robi. Zamość zrobił się koszmarnie zakorkowany. Dlatego, nie ma już po prostu takiej możliwości. To się skończyło. Pewnie już na dobre.
Są też inne powody. - Policja jeździ nieoznakowanymi samochodami i robi fotki - mówi motocyklista. - Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby uciec. Niewielu się w to bawi. Teraz jeździ się za miasto… Nie wiem, dlaczego ten pan Kowalik się denerwuje. Może zdarzył się jakiś człowiek na chopperze, co się trochę rozpędził. Jest wiosna. Niektórym hormony buzują…
Mł. aspirant Tomasz Halinowski z Komendy Miejskiej Policji w Zamościu nie słyszał o apelu przewodniczącego. Zapewnia jednak, że policja sprawy nie bagatelizuje.
- Takie sygnały powinny być kierowane bezpośrednio do nas - tłumaczy. - Wtedy jest to natychmiast sprawdzane. To ważne. Nawet jeśli są to zgłoszenie anonimowe. Jeśli są naruszone przepisy, kierowca jest karany.