Zróbcie coś. Już dwie godziny wydzwaniam po różnych instytucjach i nikt nie chce po tego ptaka przyjechać. Żal patrzeć, jak zwierzak cierpi - zaalarmował nas wczoraj rano jeden z energetyków. Pojechaliśmy na miejsce.
Spróbowaliśmy coś załatwić, ale byliśmy regularnie odsyłani z kwitkiem. W Ogrodzie Zoologicznym usłyszeliśmy, że przyjęcie rannego bociana jest niemożliwe. - Zabraniają tego przepisy. A jeśli już, to każde ranne zwierzę z zewnątrz trzeba poddawać długiej kwarantannie - uciął jeden z pracowników zoo.
- To nie nasze zadanie - wyjaśnił starszy aspirant Tomasz Pawelec z zamojskiej straży pożarnej. - Nie zajmujemy się chorymi zwierzętami.
Co innego, gdy np. zwierzak zaklinuje się w jakimś miejscu, z którego służby weterynaryjne nie są w stanie same go wydobyć. Jesteśmy do takich akcji szkoleni i się w nie angażujemy.
- Wyłapujemy bezpańskie psy, dajemy schronienie kotom. Opieka nad rannym ptactwem nie należy już do nas - poinformował nas Piotr Łachno, szef schroniska dla bezdomnych zwierząt. Poradził jednak, żeby skontaktować się z gminą. - To samorząd ma w swoim obowiązku zajmowanie się takimi przypadkami i powiadamianie odpowiednich służb.
To był strzał w dziesiątkę. - Już zajęliśmy się tą sprawą - zapewniła nas po południu Magdalena Sobczyk z Urzędu Gminy Zamość. - Ten bocian rzeczywiście został porażony prądem. Jest ranny, ale przeżyje. Na nasze zlecenie został przetransportowany do Ogrodu Zoologicznego. Tam zajął się nim weterynarz.