Narodowy Fundusz Zdrowia niebawem zajmie się konfliktem między tomaszowskimi lekarzami rodzinnymi, a miejscowym szpitalem. Medycy twierdzą m.in., że SP ZOZ bezpodstawnie odmawia pomocy potrzebującym.
Lekarze z NZOZ uważają, że pobieranie na oddziale ratunkowym opłat od pacjentów jest bezprawne. Zarzucają także dyrektorowi szpitala m.in. nieuczciwą konkurencję i... dezinformację. Dlaczego? Jak tłumaczą, nie pozwolił on na terenie szpitala zawiesić komunikatów o całodobowych dyżurach w NZOZ. – Kiedyś pacjent z poważnym urazem kończyny skakał ze szpitala po skierowanie do lekarza rodzinnego na jednej nodze... – oburza się dyrektor Kostykiewicz. – Chorzy w nagłych przypadkach nie zawsze mają przy sobie skierowania. Nie wiedzą też, gdzie poza szpitalem mogą się udać po poradę. Gdy czują zagrożenie, kierują się na oddział ratunkowy. Odsyłanie ich stamtąd, branie pieniędzy lub obciążanie później kosztami jest nieetyczne.
Andrzej Kaczor, dyrektor tomaszowskiego szpitala twierdzi, że zarzuty lekarzy z NZOZ są bezpodstawne. – Jeśli zostały przez pracowników szpitala popełnione nieprawidłowości, to winni poniosą konsekwencje – zapewnia. – W to jednak bardzo wątpię.
Konflikt próbuje załagodzić tomaszowskie starostwo, które 17 lutego organizuje spotkanie pracowników NZOZ z dyrektorem szpitala. Będzie w nim uczestniczyć m.in. starosta tomaszowski oraz przedstawiciele Komisji Zdrowia przy Radzie Powiatu. Mediacje rozpoczyna także Lubelski Oddział NFZ. – Wzajemne animozje, to element gospodarki rynkowej – mówi filozoficznie Elżbieta Lasota, rzecznik prasowy lubelskiego NFZ. – Po-
trzebna jest przy tym odrobina zdrowego rozsądku. Analizujemy teraz wszystkie skargi. Niebawem rozpoczniemy mediacje. Konflikt trzeba zażegnać.