Jeżeli będzie trzeba, pojadę nawet do Strasburga – zapowiada 35-latek, którego pod Hrubieszowem potrącił samochód. Sprawca kolizji dostał grzywnę, ale sąd chce ukarać również pieszego.
Przed ostatnim Bożym Narodzeniem pan Krzysztof z żoną przyjechali z wizytą do teściów pod Hrubieszowem. Wypadek zdarzył się 23 grudnia ok. godz. 9 rano w Świerszczowie.
"Kierujący samochodem Cinquecento, rozpoczynając manewr wyprzedzania samochodu ciężarowego wpadł w poślizg i prawym bokiem pojazdu potrącił 35-letniego pieszego idącego prawidłową stroną jezdni” – informowała na swojej stronie internetowej policja.
Wszystko rozegrało się za plecami pana Krzysztofa. Zapamiętał, że "po wszystkim” zatrzymał jadące z naprzeciwka auto, a jego pasażerka udzieliła mu pomocy i wezwała pogotowie. Z rozbitym łukiem brwiowym, sinym okiem i obrażeniami kończyn trafił na dwa dni do szpitala. Zarówno on, jak i kierowca, który go potrącił, byli trzeźwi.
Jadący cinquecento zeznał, że musiał gwałtownie zahamować, bo podczas wyprzedzania ciężarówki zauważył pieszego. – Gdy mnie potrącił, byłem na poboczu. Świadczą o tym ślady krwi na policyjnych zdjęciach. Krwi na drodze nie było – przekonuje pieszy. – Dlaczego sąd nie przesłuchał pani, która udzieliła mi pomocy? Może znajdzie się jakiś radca prawny albo adwokat, który mi pomoże, bo sąd nie chciał mi nikogo takiego przydzielić z urzędu.
Co na to sąd? – Sprawa się toczy, przesłuchiwani są świadkowie – mówi Adam Pisiewicz, wiceprezes Sądu Rejonowego w Hrubieszowie. – Obwiniony może złożyć wniosek o ustalenie personaliów kobiety dzwoniącej na pogotowie, bo w aktach sprawy nie ma żadnej informacji na ten temat. Nie przydzielono mu adwokata z urzędu, gdyż uznano, że sam doskonale sobie radzi.