Pracownicy nie zaniedbali obowiązków, a pijanemu klientowi zamojskiej izby wytrzeźwień nikt nie pomógł zejść z tego świata i nikt nie namawiał go do samobójstwa. Takie są ustalenia prokuratury, która umorzyła właśnie śledztwo w sprawie samobójstwa 54-latka spod Szczebrzeszyna.
Pijany mieszkaniec gminy Szczebrzeszyn awanturował się w lipcu z rodziną, dlatego poproszono o interwencje mundurowych. Mężczyzna miał w organizmie ponad 2 promile alkoholu, dlatego trafił radiowozem do izby wytrzeźwień.
Po dowiezieniu na miejsce zachowywał się spokojnie, dlatego – po przebadaniu – nie zdecydowano się na umieszczenie go w wydzielonej sali dla osób obezwładnionych z pasami na łóżkach.
Trafił w pojedynkę do "normalnej” sali. Wisielca zauważył jeden z pracowników podczas kontroli sal. Tomasz Ł. odebrał sobie życie na pasku materiału oderwanego od koca, który przywiązał do kraty w oknie. Wstępnie wykluczono "udział osób trzecich”.
Feralnej nocy do izby dowieziono siedem osób. Oprócz lekarza pracowali opiekun zmianowy i depozytariusz. Postanowienie o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocne.
Przypomnijmy, że w sierpniu ub. roku w zamojskim więzieniu odebrał sobie życie tymczasowo aresztowany 22-latek z gminy Miączyn. Sławomir C. powiesił się w celi przejściowej podczas kolacji. Za kratkami przebywał dwie godziny. Pętlę wykonał z prześcieradła i przymocował do łóżka. Funkcjonariusze dopełnili obowiązków, a ich działania były prawidłowe. Podczas dochodzenia nie znaleziono także dowodów na to, by ktoś nakłaniał aresztanta do popełnienia samobójstwa.