Przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Mowa o 21-letnim pracowniku zamojskiej stacji Orlen przy ul. Lubelskiej, który powiadomił policję o napadzie, którego nie było.
Na stacji nie było kamer przemysłowych, działał za to alarm antynapadowy. Ale 21-latek – przy pomocy specjalnego guzika – poprosił o pomoc pracowników ochrony z poślizgiem, bo – jak zapewniał – najpierw wybiegł z budynku za rabusiami.
Napastnicy mieli mieć po około 25 lat i poruszali się pieszo. Podany przez Dariusza S. rysopis jednego ze sprawców pozwolił kryminalnym zatrzymać mieszkańca gminy Sułów. Podczas okazania Dariusz S. zapewniał, że maczał on palce w napadzie.
Ale 41-latek miał żelazne alibi, dlatego po dwóch dniach został zwolniony do domu. Przyciśnięty do muru Dariusz S. zaczął zmieniać wersje wydarzeń. W końcu przyznał się do składania fałszywych zeznań.
– Cztery razy był przesłuchiwany i za każdym razem zeznawał nieprawdę – powiedział nam Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu, która oskarżyła Dariusza S. o złożenie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie, czterokrotne składanie fałszywych zeznań oraz skierowanie fałszywego oskarżenia na inną osobę.
Oskarżony dobrowolnie poddał się karze. Zeznał, ze feralnej nocy był pijany, a napad wymyślił, bo bal się konsekwencji manka w kasie; do tej pory nie wiadomo, gdzie się podziało 12 tys. złotych utargu.
Za składanie fałszywych zeznań odpowie przed sądem również inny pracownik stacji Orlen. 24-letni Łukasz Sz. zeznał, że podczas napadu był w łazience i słyszał głosy napastników. Naprawdę zamiast pracować na stacji, spał w domu. Skłamał, bo obawiał się dyscyplinarki.