Radny Bojarczuk twierdzi, że chlorowana woda zaszkodziła prosiętom i zdechły. Inspekcja sanitarna i weterynaryjna dementują te rewelacje.
To właśnie na tym osiedlu, jak twierdził Bojarczuk na ostatniej sesji Rady Miejskiej Hrubieszowa, miało paść sześć prosiąt. Komu? Tego już radny nie chciał zdradzić. Wskazał za to winowajcę. Oczywiście Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Hrubieszowie, bo to ono odpowiada za miejski wodociąg. – Nie ukrywamy, że woda była chlorowana – mówi Jan Lachowski, prezes firmy. – Nie robimy jednak tego na siłę. Ale jak w wodzie pojawią się nawet śladowe ilości bakterii coli, to nie mamy innego wyjścia. Chlorowanie to nasz obowiązek.
Przedsiębiorstwo musi przeprowadzić dezynfekcję także po każdej awarii, remoncie lub innych pracach na wodociągu, które mogą wpłynąć na pogorszenie się wskaźników mikrobiologicznych wody. W tym roku woda była chlorowana w Hrubieszowie dwa razy, ostatnio w zeszłym miesiącu. – Chlor nie był dozowany według naszego uznania, ale zgodnie z przewidzianymi normami, a te wynoszą 0,1–0,3 miligrama chloru na litr wody – podkreśla Lachowski.
Po przeprowadzonej dezynfekcji próbki wody powędrowały do laboratorium stacji. – Nie stwierdziliśmy nadmiernej ilości chloru – mówi Maria Kwiatkowska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Hrubieszowie.
Zdziwienia nie kryją służby weterynaryjne. – To nieprawdopodobne – powiedział nam Ryszard Kern, powiatowy lekarz weterynarii w Hrubieszowie. – Jeżeli chlorowana woda miała uśmiercić prosięta, to dlaczego u innych hodowców nie pojawiłyby się podobne przypadki? Zwierzęta mogły zostać po prostu przekarmione. Ja też używam wody z miejskiego wodociągu. Nie czuć w niej chloru.
Faktem jest, że woda w Hrubieszowie nie jest najlepsza. Świadczą o tym skargi, kierowane przez mieszkańców do powiatowej stacji. Odbiorcy narzekają głównie na żelazo, które jest dla nich uciążliwe. Woda przypomina zupę pomidorową. Na zwiększoną zawartość chloru nikt się w tym roku nie skarżył.