O podziemnych tunelach w Szczebrzeszynie krążą legendy. Tomasz Gaudnik, miejscowy regionalista i dziennikarz chciałby odkopać jeden taki loch pod kościołem św. Katarzyny.
U zbiegu szczebrzeszyńskich ulic Zwierzynieckiej i Klasztornej znajduje się unikatowy zespół pofranciszkański. Budynki zostały wybudowane w latach 1620-1638.
- Nie ma wątpliwości, że pod tym kompleksem istnieją tunele - mówi Borowiec. - Podobno można było nimi przejść do pobliskiego wzgórza zamkowego, synagogi i kościoła św. Mikołaja.
Jan Borowiec był w jednym z tuneli. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, obok kościoła św. Katarzyny funkcjonowała tzw. lodownia. Był to efekt przedsiębiorczości m.in. miejscowych Żydów. Kruszyli oni zimą lód na rzece i składali w najgłębszych piwnicach. Latem sprzedawano go okolicznym gospodarzom. Lód stosowano m.in. do schładzania mleka i mięsa.
Według Jana Borowca po wojnie "interes” przejęła Gminna Spółdzielnia. Znalazł tam pracę jego ojciec, Szczepan. - Nosiłem mu obiady i kiedyś pokazał mi loch - opowiada Borowiec.
- Piętrzyły się w nim wielkie kawałki lodu. Podobno dalej były korytarze, które prowadziły do klasztoru. Pamiętam, że do lodowni można było wejść spod kościoła krętymi schodami…. Potem wynaleźli lodówki i cały loch został zasypany lub sam się zapadł. Zapomniano o nim na dobre.
Dawną lodownią zainteresował się Tomasz Gaudnik, miejscowy regionalista i dziennikarz. Uważa, że należy to pomieszczenie przebadać. Proboszczowi parafii pw. św. Katarzyny pomysł się spodobał.
- Szczebrzeszyn ma piękne zabytki, ale nadal jest jakoś… w cieniu - mówi ks. Jerzy Kołtun. - Warto to zmienić. Podziemia mogą stać się magnesem dla turystów. Parafia nie ma pieniędzy na renowację, ale gdy skrzykną się ludzie dobrej woli, wiele można dokonać.