Kilkadziesiąt metrów ogrodzenia podzieliło mieszkańców jednej z zamojskich ulic, a potem poróżniło ich z urzędnikami.
- Zwężenie drogi uprzykrza nam życie, a urzędnicy lekceważą nasze apele i prośby - złości się Wacław Czuk z ulicy Kosynierów w Zamościu. - Jest u nas tak wąsko, że dwa samochody się nie wyminą. I wartość naszych posesji jest przez to mniejsza!
Czuk doskonale pamięta, kiedy zaczęły się kłopoty. W czerwcową sobotę, 1979 r. jeden z jego sąsiadów postawił w pasie drogowym płot. I dobrosąsiedzkie stosunki w tej części miasta prysły. - Ten płot nas podzielił - przyznaje Irena Żdanowiecka. - W 2000 r. dowiedzieliśmy się, że miasto oddało sąsiadom kawałek drogi w wieczyste użytkowanie, a potem na własność! Zaczęliśmy szperać w dokumentach i znaleźliśmy wiele błędnych pomiarów geodezyjne i wadliwych decyzji. To się nawarstwiało przez dziesiątki lat. Efekt? Na drodze stoi płot... W 2006 r. miasto przyjęło nowy plan zagospodarowania terenu. Tam nasza ulica jest szeroka na całej długości!
Wacław Czuk i Irena Żdanowiecka domagają się poszerzenia ulicy. Bo z papierów wynika, że ma ona 6 metrów szerokości, a w rzeczywistości są ledwie 4. Pisma w tej sprawie słali do prezydenta Zamościa, dyrektorów wydziałów, posłów itd. Jan Radzik, dyrektor Wydziału Planowania Przestrzennego wydał postanowienie "poszerzenia” ulicy, ale jego realizację przekazano do Wydziału Geodezji. Tam sprawa utknęła. Dlaczego? W piśmie do mieszkańców, szef tego wydziału Krzysztof Stopyra wyjaśnił m.in., że "modernizacja Kosynierów, nie jest objęta planem przebudowy na lata 2006-2008 r., a ogrodzenie jest częścią prywatnej nieruchomości”. - Interwencja, według niego, narusza zasadę własności - oburza się Czuk. - Złożyliśmy zażalenie do prokuratury na bezczynność magistratu.
Joanna Podolak jest współwłaścicielem nieruchomości, na której stoi płot. Zarzuty sąsiadów ja oburzają. - Działkę nabyliśmy legalnie - argumentuje. - Przejazd tam istnieje. W planie zagospodarowania miasta musi być błąd. Wyjaśnimy to.
Nie wszystkim mieszkańcom ul. Kosynierów płot Podolaków przeszkadza. - I po co ta afera? - dziwi się jedna z sąsiadek. - Takie sprawy powinno załatwiać się po sąsiedzku, a nie angażować w to prokuraturę, urzędników itd.
O "udrożnieniu” dyskutowano na ostatniej sesji Rady Miejskiej. - Tę sprawę trzeba szybko załatwić - apelował do zamojskich urzędników radny Krzysztof Lewkowicz (PiS). - Musimy trzymać się przepisów - ripostował Stopyra.