Aby wyjść gdziekolwiek poza obręb swoich posesji mieszkańcy jednego z osiedli w Mokrem muszą pokonać podwórko sąsiada. Skarżą się, że z miesiąca na miesiąc jest to coraz trudniejsze. Na wiosnę pojawiła się brama, na której ostatnio zawisła kłódka. Mieszkańcy odciętych domów twierdzą, że ich sąsiedzi, którzy pracują w sądzie, wykorzystują swoje funkcje do „utrudniania im życia”.
Twierdzi przy tym, że sprawowane przez nią oraz męża funkcje zawodowe stawiają ich w niekorzystnej sytuacji. – Wszyscy mogą nam jeździć po podwórku kiedy chcą i czym chcą. A kiedy my założymy sprawę o wyznaczenie innej drogi, będziemy posądzani o manipulowanie wymiarem sprawiedliwości – żali się kobieta.
Dwie posesje na odciętym terenie są jeszcze niezabudowane. Niewykluczone, że ma wiosnę przez jej podwórko zaczną przejeżdżać ciężarówki z materiałami budowlanymi. Budynki, w których mieszkają pechowcy, powstały cztery lata temu. W księdze wieczystej mieli zagwarantowany przejazd do drogi gminnej przez dwie posesje, w tym przez ziemię sędziostwa. Jednocześnie na gminnym planie zagospodarowania przestrzennego jest inna droga. Wyznaczona jest prostopadle i dochodzi bezpośrednio do drogi powiatowej. Problem polega na tym, że „przebiega” ona teraz przez szklarnię i pole prywatnych właścicieli. – Kiedy na początku lat 90. planista rysował drogę, nie zauważył szklarni. A teraz, kiedy wszyscy się pobudowali, nie mam prawnej możliwości zmuszenia nikogo aby oddał grunty na drogę – mówi Ryszard Gliwiński, wójt gminy Zamość.
Mieszkańcy wszystkich czterech domów zgadzają się w jednym: gmina nie powinna wydawać pozwolenia na budowę w tym miejscu bez wcześniejszego zabezpieczenia dojazdu. Obecnie nic nie zapowiada rozwiązania problemu i raczej nikt od nich nie kupi domu położonego w takim miejscu.