Strażnicy miejscy wioząc więźniów do pracy na budowie, nie tracą czasu. Po drodze wspólnie patrolują osiedla, boiska i place zabaw.
O wspólnych patrolach straży i więźniów radny dowiedział się od swoich wyborców. Jeszcze w czerwcu napisał w tej sprawie do Marcina Zamoyskiego, prezydenta Zamościa. Żądał wyjaśnień. Odpowiedź go zaskoczyła.
Okazało się, że w 2007 r. Straż Miejska przewoziła osadzonych z miejscowego więzienia na różne budowy, głównie na zamojskim Starym Mieście aż 126 razy. W tym roku już 52 razy. Strażnicy robili to w ramach… "innych zadań”.
Jakich? "Były to patrole mające nadzór nad bezpieczeństwem dzieci i młodzieży w rejonie szkół podstawowych nr 2 i 6 oraz na osiedlu im. Jana Zamoyskiego” - odpisał Zagdańskiemu prezydent.
- Wychodzi na to, że strażnicy muszą wraz z więźniami patrolować osiedla - oburza się radny. - Coś tu nie tak!
Mieszkańcy os. Zamoyskiego także nie czują się z tym dobrze. - Jeśli strażnik zobaczy chuligana, nie pobiegnie za nim, bo mu skazani pouciekają - martwi się 60-letnia kobieta.
Kilka dni temu Zagdański poinformował o sprawie komendanta głównego policji. Domaga się od niego przeprowadzenia kontroli. Wiesław Gramatyka, komendant zamojskiej Straży Miejskiej, wyników inspekcji się nie obawia.
- Codziennie z zamojskiego Zakładu Karnego wychodzi do różnych prac 120 osadzonych - mówi. - Wielu z nich to sympatyczni chłopcy. Są pożyteczni dla miasta. Wprawdzie w katalogu naszych uprawnień nie ma zapisu, że możemy przewozić więźniów, ale tak postanowił samorząd. I tego się trzymamy.
Ryszard Stępniak, zastępca dyrektora ZK w Zamościu, także twierdzi, że wszystko jest zgodne z przepisami. - Osadzeni pracują na zasadzie porozumienia z miastem - tłumaczy. - To osoby wyselekcjonowane. Takie, które mają lżejsze wyroki lub końcówki kar. Nie są niebezpieczni.
Co na to policjanci? - Jeśli pismo od radnego do nas dotrze, zajmiemy się sprawą - zapewnia nadkomisarz Krzysztof Hajdas z biura prasowego Komendy Głównej Policji.