Tam w sklepach dostać można wszystko. Problem w tym, że mało kogo stać na duże zakupy. Na szczęście mieszkańcy Hrubieszowa, pod wodzą ks. Andrzeja Puzona zadbali, by mieszkańcy Łucka mieli w święta, co postawić na stołach.
– U nas w sklepach drożyzna i nie wszystkich stać na to, by godnie spędzić święta – powiedziała nam Swietłana Falfuszyńska, która jest kucharką w siedzibie kurii biskupiej w Łucku. – Cieszymy się, że ktoś o nas pamięta, czekamy na gości z Polski i wszystkim życzymy na święta przede wszystkim dużo, dużo zdrowia.
U nas biednie
– U nas niczego nie brakuje, wszystko znajdziesz w sklepie, tylko skąd na to wziąć hrywny (hrywna to ukraińska waluta – red.) – zżyma się bezrobotny Ołeh. – Niech dadzą nam pracę, a nie będziemy szukać szczęścia w Polsce albo jeszcze dalej.
Narzekają emeryci. – Na wykupienie leków ledwie mi starczy, a trzeba jeszcze opłacić czynsz i z czegoś żyć – powiedziała nam staruszka sprzedająca na ulicy pluszowe maskotki, która co miesiąc dostaje niewiele ponad 800 hrywien emerytury, czyli ok. 350 zł. – U nas biednie jest, panie, naprawdę biednie!
W łuckiej diecezji
– Marzyliśmy, by mieć choć jednego biskupa na Ukrainie, o powołaniu seminarium duchownego nie było mowy. Wierni modlili się w prywatnych domach – wspominał bp Marcjan Trifimiak, ordynariusz diecezji łuckiej.
Bo w katedrze pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła władza radziecka urządziła Muzeum Historii, Religii i Ateizmu... Na jesieni 1990 r. księżą otrzymali zgodę na odprawianie nabożeństw w bocznej nawie kościoła, a w następnym roku przystąpili do adaptacji "pomuzealnej” świątyni na potrzeby wiernych. Przez 20 lat wiele się zmieniło: na Ukrainie działa obecnie 7 diecezji, 3 seminaria duchowe, odradzają się też zakony. W samej diecezji łuckiej jest 33 parafii.
– Zawsze podkreślamy, że każda pomoc jest cenna, zwłaszcza że sytuacja u nas jest trudna i niestabilna – powiedział nam w poniedziałek ordynariusz diecezji łuckiej. – Ważnym czynnikiem jest pamięć o tych, którzy po wojnie zostali po tej stronie granicy. Ta pamięć jest bardzo ważna głównie dla ludzi, którzy tak dużo wycierpieli na tych terenach, a później – przez władze komunistyczne – byli spychani na margines. Pamięć, że rodacy o nas nie zapominają, motywuje do działania.
Prałat niezłomny, biskup radosny
– Wszystko, co dziś przywieźliśmy, to są dary serca, zebrane dzięki życzliwości i otwartości mieszkańców Hrubieszowa – mówił ks. Puzon. – Betlejem, to inaczej dom chleba, dlatego chcemy się podzielić ze wszystkimi tym chlebem. My nie rozróżniamy ludzi na wierzących i niewierzących, katolików i niekatolików. Chcemy dotrzeć z pomocą i świątecznymi życzeniami do wszystkich.
O tym samym mówił przy śniadaniu bp Trifimiak. – Mimo tego, że mieszkańcy Łucka i okolic różnymi językami mówią, to potrafią znaleźć wspólny – tłumaczył ordynariusz łuckiej diecezji.
Wspomniał, że na początek uroczystej pasterki w miejscowej katedrze (to kościół pojezuicki, którego budowę zakończono w 1640 r.), którą po 45 latach dewastacji dostosowano do kultu religijnego, wierni zawsze śpiewają najpierw po polsku kolędę "Wśród nocnej ciszy”, ale zaraz po niej w świątyni rozbrzmiewa po ukraińsku główna kolęda "Boh predvicznyj”.
– I wszyscy wierni śpiewają obie kolędy, po polsku i ukraińsku – zaznaczył biskup Łucki. – Na Boże Narodzenie do naszej świątyni przychodzi zawsze bardzo dużo naszych prawosławnych przyjaciół, jest z nami arcybiskup prawosławny. To radosny moment, łączący dwa narody i dwa kościoły.
Odprowadzając nas do autokaru ks. biskup nucił nie tylko "Boh predvicznyj”, ale też inne ukraińskie kolędy, które od soboty będą – na przemian – z polskimi śpiewane nie tylko w łuckiej katedrze, ale także innych świątyniach na Ukrainie.