Załoga Zakładów Tłuszczowych w Bodaczowie domaga się podwyżek. W odpowiedzi właściciele fabryki zaproponowali ludziom... wypowiedzenia.
- Zarabiamy po 650 zł na miesiąc - denerwuje się jeden z pracowników tzw. margarynowni w bodaczowskich ZT. - To prawie tyle, ile wynosi zasiłek dla bezrobotnych. To poniżające! Za co mamy wyżywić rodziny, dojechać do pracy, czy urządzić święta?
Zakłady Tłuszczowe w Bodaczowie to jedna z największych fabryk w regionie i najważniejszy producent m.in. tłuszczów roślinnych w południowo-wschodniej Polsce. Pracuje tutaj ponad 200 osób. Kilka dni temu załoga złożyła do właścicieli fabryki Piotra i Pawła Skerczyńskich pismo z żądaniem podwyżek płac. Ludzie chcą zarabiać ok 1,5 tys. zł brutto.
Spotkanie w tej sprawie odbyło się przedwczoraj. - Dowiedzieliśmy się, że nie mamy na co liczyć - złości się jeden z pracowników zakładowej rafinerii. - Właściciele dali nam do zrozumienia, że jesteśmy niewydajni a do zakładu tylko trzeba dokładać. Powiedzieli, że drogę mamy wolną, bo możemy się przecież zwolnić. Wypowiedzenia dla nas są już podobno przygotowane.
W Bodaczowie nie ma związków zawodowych. Dlatego pracownicy w rozmowie z nami proszą o niepodawanie nazwisk. Boją się, że zostaną zwolnieni. Wczoraj rozpoczęli jednak pogotowie strajkowe. Nie wykluczają, że odejdą od maszyn. - Burmistrz Szczebrzeszyna umorzył właścicielom naszej firmy 1,3 mln podatku od nieruchomości - złoszczą się pracownicy. - A gmina jest zadłużona na ok. 8 mln zł! Skerczyńscy przyjęli umorzenie bez zmrużenia oka. Gdy jednak załoga prosi o podwyżki, straszy się nas zwolnieniami. To nie jest w porządku.
O umorzeniu podatku ZT było w ub. roku w gminie Szczebrzeszyn bardzo głośno. Burmistrz Marian Mazur tłumaczył wówczas, że Zakłady Tłuszczowe zalegały z podatkami za okres od połowy 2003 do połowy 2004 r. - Gdyby zakład upadł, nie wiadomo czy podatki udałoby się odzyskać - twierdził tuż po podjęciu decyzji Marian Mazur.
Teraz wpłaty wpływają regularnie (miesięcznie ok. 50 tys. zł). Czy rzeczywiście w ZT stały na skraju bankructwa? Paweł Skerczyński, ich współwłaściciel tłumaczył nam, że fabryka została odkupiona od syndyka, wyciągnięta z długów i postawiona na nogi.
- O plajcie nie mogło być mowy - zapewniał nas wówczas. - Zainwestowaliśmy mnóstwo pieniędzy w rozruch i modernizację zakładu. Powstały nowe miejsca pracy.
Tyle, że jego podwładni z warunków (głównie płacowych) nie są zadowoleni. Co na to właściciele fabryki? Nie wiadomo. Wczoraj byli nieuchwytni.
- A ja się będę się wypowiadał - stwierdził Tadeusz Walczak, pełnomocnik zarządu ZT.