Mieszkańcy Żurawlowa od prawie dwóch tygodni protestują przeciwko inwestycji firmy Chevron. Blokują pole, na którym mają być prowadzone poszukiwania gazu łupkowego.
Podobną opinię ma większość mieszkańców Żurawlowa. Z początkiem czerwca blisko stuosobowa grupa zablokowała wjazd na pole, wydzierżawione przez firmę Chevron. Ludzie wynajęci przez koncern zabierali się właśnie za grodzenie działki. Protestujący nie pozwolili im rozładować materiałów, a wjazd na pole zastawili traktorami. Doszło do przepychanek, ale obyło się bez poważniejszych incydentów. W poniedziałek miną dwa tygodnie od rozpoczęcia blokady.
– Na miejscu jest zawsze kilkadziesiąt osób. Była nawet msza polowa. Rozstawiliśmy też namiot wojskowy i kuchnię – opowiada Bąk. I dodaje: – Nie odpuścimy, dopóki Chevron nie zrezygnuje ze swoich planów.
Kilka metrów od obozowiska protestujących mieszkańców, na spornym polu obecni są pracownicy koncernu i ochroniarze.
– Chevron podjudza ochronę do różnych prowokacji – twierdzi Bąk. – Mają kamerzystę, który nagrywa wszystkie nasze poczynania.
Protest odbywa się na drodze gminnej, więc policja nie może interweniować. Ogranicza się do pilnowania porządku. Mundurowi tłumaczą, że wszystko w rękach wójta.
– Samorządowcy się tu nie pojawiają, bo Chevron straszy ich sankcjami prawnymi – przekonuje Bąk. – Firma cały czas szuka sposobu, żeby się nas pozbyć.
Co na to gmina? – Cały czas podejmujemy działania, które mają pomóc w rozwiązaniu konfliktu – zapewnia Tadeusz Goździejewski, wójt gminy Grabowiec. – Ale ze względu na dobro sprawy nie mogę podać żadnych szczegółów.
Protestujący przekonują, że Chevron nie ma ważnej koncesji na wiercenia. Sama firma jest innego zdania. Uczestnicy blokady przekonują też, że wydobycie gazu łupkowego niesie ze sobą poważne zagrożenia dla środowiska. Chodzi głównie o proces szczelinowania. Polega on na wtłaczaniu w skały mieszanki wody, piasku i chemikaliów.
– Nie wiadomo, jakie będą tego skutki za 20 czy 50 lat – mówi Alicja Makuch, uczestniczka blokady. – Nie chodzi o nas, ale o nasze dzieci i wnuki. Jak ruszą wiercenia, to nie będą mieli czym karmić i poić bydła. Nie pozwolimy zamienić tego miejsca w pustynię.
Na kompromis się nie zanosi. Pikietujący nie chcą dyskutować z Chevronem, dopóki firma nie opuści pola. Sam koncern zapewnia jedynie, że ma wszystkie pozwolenia konieczne do ogrodzenia terenu.