– Z nieoficjalnych informacji od służb medycznych wynika, że mamy w mieście 10 wolnych respiratorów – alarmowała na dzisiejszej konferencji prasowej Marta Wcisło, posłanka Koalicji Obywatelskiej. Pytała, czy w związku z tym Lublin jest gotowy na przewidywaną przez ministra zdrowia zwiększoną liczbę zakażonych koronawirusem, która w najbliższym czasie może przekroczyć nawet tysiąc.
Posłanka zwróciła uwagę, że brakuje informacji na temat przygotowania sprzętowego. Dlatego zapytała szpitale, ile mają respiratorów, które są niezbędne dla pacjentów w najcięższym stanie, z ostrą niewydolnością oddechową i zapaleniem płuc.
Odpowiedziały jej tylko trzy lubelskie placówki. Szpital przy Kraśnickiej ma 44 respiratory, ale tylko 5 jest wolnych. Podobnie jest w szpitalach klinicznych. Szpital przy Staszica na 37 respiratorów ma tylko 10 wolnych, podobnie jak szpital przy Jaczewskiego.
O pełne dane dotyczące respiratorów i przygotowania sprzętowego w województwie lubelskim poprosiliśmy urząd wojewódzki. Nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Problem z respiratorami
- W polskich szpitalach jest ponad 10 tys. respiratorów, problemem jest jednak to, ile jest wolnych. Przecież łóżka respiratorowe potrzebne są nie tylko pacjentom z koronawirusem, ale też innym w ciężkim stanie, przebywającym oprócz oddziałów intensywnej terapii również na oddziałach np. kardiologii, pulmonologii, neurologii - komentuje Jakub Kosikowski, lekarz, który pracuje w puławskim szpitalu. - W szpitalach takie łóżka zajęte są też w części przez pacjentów, którzy nie będą w stanie oddychać bez respiratora, nie wymagają już jednak leczenia w szpitalu, ale nie ma ich gdzie wypisać. W zakładach opiekuńczo-leczniczych, gdzie mogliby przebywać, jest za mało łóżek z respiratorami, dostęp do nich graniczy z cudem.
Część respiratorów jest też w mniejszych szpitalach powiatowych. - Każdy szpital musi mieć oddział intensywnej terapii i nie można im ich zabrać, a one nie leczą najcięższych przypadków.
Na przykład w Krasnymstawie są 4 łóżka na oddziale intensywnej terapii, a w Puławach było ich do tej pory 6 - mówi Kosikowski. - Liczymy jednak, że nowa organizacja zadziała. Do szpitala w Puławach mają być kierowani pacjenci z koronawirusem lub podejrzeniem w najcięższym stanie m.in. ze względu na choroby współistniejące.
W związku z tym szpital ma dostać dodatkowe respiratory, wsparcie dodatkowego personelu oraz środki ochrony. Do celów intensywnej terapii w puławskim szpitalu mogą być też, w razie potrzeby, przystosowane inne oddziały. - Szpital ma mieć docelowo ok. 40 respiratorów. Nie każdy pacjent z COVID-19 wymaga jednak szpitala. Pacjenci z lekkimi objawami lub bez objawów mogą być izolowani w kwarantannie w domu - tłumaczy lekarz.
Kombinezony wielokrotnego użytku?
- W naszym województwie i Lublinie ze środkami ochronnymi na razie nie jest źle. Są transporty kombinezonów, masek, rękawic, gogli dla ratowników medycznych. Do transportu zakażonych pacjentów lub tych z podejrzeniem, dostajemy pomarańczowe kombinezony, przeciwchemiczne, które są najlepsze, gwarantują stuprocentową ochronę – opowiada nam ratownik medyczny z Lublina. – Wiemy jednak, że musimy się przygotować na znaczny wzrost, który już jest zapowiadany. Wówczas takie zapasy mogą się szybko wyczerpać i być może będziemy musieli wrócić do wielorazowego użytku – podkreśla.
Wówczas, jak tłumaczy ratownik, odzież ochronna byłaby dezynfekowana w komorze dekontaminacyjnej. – Po dekontaminacji używalibyśmy jej ponownie. Teraz, jeśli transportujemy pacjenta na oddział zakaźny, całą odzież ochronną tam zostawiamy. Jest ona pakowana do specjalnych worków i utylizowana przez szpital – mówi nasz rozmówca. - Do dezynfekcji karetek używamy specjalnych urządzeń do dezynfekcji, które rozpyla się w karetce. Zostaliśmy też wcześniej przeszkoleni, jak postępować w przypadku takich transportów.
Gorzej z procedurami
Zdaniem naszego rozmówcy, gorzej jest z przygotowaniem pod kątem procedur czy przepływu informacji między służbami. - To utrudnia nam pracę. Sanepid nie zawsze dobrze kieruje pacjentów, zdarza się, że stacje z różnych powiatów przekazują inne informacje. Dyspozytornie też nie w każdym przypadku mogą przez telefon zidentyfikować stan pacjenta i zakwalifikować jako podejrzenie o zakażenie koronawirusem - tłumaczy ratownik. - Czasem spowodowane jest to tym, że ludzie ukrywają, że mieli kontakt z osobą zagrożoną. Są też sytuacje odwrotne, że objawy od razu kojarzą z koronawirusem.