Na szczepienia przeciw Covid-19 już praktycznie nie ma chętnych, ale zachorowania i hospitalizacje wciąż są codziennością. Dlatego specjaliści radzą nie bagatelizować wirusa. Przyznają też, że po zluzowaniu pandemicznych obostrzeń w szpitalach, łatwiej jest leczyć inne schorzenia.
Na placu przy basenie Aqua Lublin wczoraj wczesnym popołudniem słychać było śmiechy dzieci pływających w zewnętrznej części basenu. Cicho i pustawo było za to w stojącym w pobliżu namiocie, gdzie odbywała się zorganizowana przez miasto Lublin plenerowa akcja szczepień na Covid-19.
Urszula Ptaszyńska z Lublina przyszła po trzecią dawkę. – Muszę dbać o siebie i najbliższych, dlatego się zaszczepiłam – mówi pani Urszula. Przyznaje, że zaszczepić się miała wcześniej, ale z uwagi na inne leczenie, przełożyła termin. A jej osiedlowa apteka, ostatnio już nie szczepi.
– Rano mieliśmy więcej chętnych, były to osoby z Ukrainy, w każdym wieku. Byli też Polacy po dawki przypominające, bo chcą wyjechać na wakacje za granicę – mówi lekarz Rafał Agatowski, który szczepił wczoraj w namiocie wszystkich chętnych. Takich osób było około 30.
To mała, ale i tak znacząca liczba, jeśli dziennie w całym województwie szczepi się już tylko od 200 do 300 osób. W regionie do tej pory zaszczepiło się tylko 43 proc. populacji.
Po test do apteki
Tymczasem według stanu na 10 maja w szpitalach w całej Polsce było wciąż 981 osób z infekcją Covid-19. W Klinice Chorób Zakaźnych SPSK 1 w Lublinie takich pacjentów wczoraj było 12. Jedna leżała na oddziale intensywnej terapii.
– Zachorowań na Covid-19 wciąż jest sporo, ale trudno tak naprawdę określić ile dokładnie. Ludzie chorują, ale sami się badają testami kupowanymi w aptekach, więc nie ma nad tym żadnej kontroli – przyznaje Grażyna Semczuk, wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych.
Mali pacjenci cały czas są na Oddziale Chorób Zakaźnych Dziecięcych przy ul. Biernackiego w Lublinie.
– Od stycznia do maja hospitalizowaliśmy nawet więcej dzieci niż w poprzednich falach pandemii – mówi Barbara Hasiec, kierownik oddziału.
Dodaje, że zwykle nie są to ciężkie przypadki. Maluchy, najczęściej w wieku do 3 lat, które trafiają do szpitala z zapaleniem płuc, krtani czy wysoką gorączką. Dlatego doktor Hasiec przekonuje, że nadal Covid jest groźną chorobą. – Zwłaszcza w przypadku dzieci z obniżoną odpornością – podkreśla.
Wirusolodzy dodają, by mimo zlikwidowania wszystkich obostrzeń, zagrożenia nie bagatelizować.
– Jestem przekonana, że jesienią koronawirus znowu uderzy. W jakiej postaci, wariancie - tego nikt nie jest w stanie przewidzieć, bo koronawirus jest nieobliczalny – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS.
Łatwiej wyleczyć inne choroby
Klinika Leczenia Chorób Zakaźnych Instytutu Medycyny Wsi do kwietnia działała wyłącznie jako oddział covidowy. Nawet kiedy były wolne łóżka, nie można było przyjmować pacjentów cierpiących na inne choroby zakaźne. Teraz jest inaczej.
– Nadal mamy wydzielone sale dla pacjentów covidowych, ale w tej chwili dominują pacjenci z innymi chorobami, przede wszystkim z boreliozą – mówi dr Joanna Krzowska-Firych, kierownik kliniki.
Podobnie jest na oddziale zakaźnym szpitala w Puławach. – Cały czas trafiają do nas pacjenci z Covid-19. Ale przyjmujemy też pacjentów z innymi chorobami zakaźnymi, takimi jak np. żółtaczka czy AIDS – mówi Piotr Rybak, dyrektor SPZOZ w Puławach.
Na oddziały zakaźne trafiają teraz pacjenci z Covid-19, ale również z potwierdzonym radiologicznie zapaleniem płuc, którzy wymagają leczenia w warunkach szpitalnych. Pozostali pacjenci z tą infekcją są przyjmowani do różnych oddziałów szpitalnych adekwatnie do objawów w przebiegu innych chorób.
– Wcześniej chorzy z innymi ciężkimi chorobami, u których wykryto Covid-19, byli najpierw kierowani na izolację do oddziału zakaźnego, nawet jeżeli zakażenie przebiegało skąpo czy bezobjawowo. A to wydłużało czas, w którym uzyskiwali dostęp do leczenia specjalistycznego. Ta zmiana przyśpieszyła leczenie chorób, które niekiedy były bezpośrednim zagrożeniem życia – dodaje Joanna Krzowska-Firych.