Lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni będą zarabiać więcej – w życie weszła właśnie ustawa, która podnosi ich pensje. Ale dyrektorzy szpitali alarmują, że nie mają z czego tych podwyżek wypłacić. Stawki zaproponowane przez NFZ są zbyt niskie.
– To jest dramat – przyznaje Alicja Jarosińska, dyrektorka szpitala w Hrubieszowie. Podobnie jak większość szefów szpitali w Polsce zastanawia się teraz skąd wziąć pieniądze na podwyżki dla pracowników. Zgodnie z przyjętą ustawą minimalne wynagrodzenie lekarza specjalisty lub dentysty wzrosło do 8210 zł, pielęgniarek i fizjoterapeutów z wykształceniem wyższym do 7304 zł, a pielęgniarek i ratowników medycznych z wykształceniem średnim do 5323 zł. Najniższe wynagrodzenie opiekunów i techników medycznych wynosi obecnie 4870 zł, a sanitariuszy i salowych 3680 zł (kwoty brutto)
– Były obietnice, że pieniądze na te podwyżki będą. A zostaliśmy pozostawieni sami sobie – dodaje dyr. Jarosińska.
Rozgoryczenie dyrektorów to efekt nowej propozycji wyceny świadczeń, które dostali od NFZ.
W Hrubieszowie wyliczyli już, że miesięcznie na wynagrodzenia zabraknie około 650 tys. zł. A jeszcze są pracownicy administracyjni, którzy również powinni dostać podwyżki.
– Będę szukać oszczędności w innych miejscach, przeorganizowując pracę szpitala. Nie chcę jednak, aby to stało się ze szkodą dla pacjentów czy pracowników – zapowiada Alicja Jarosińska.
NFZ dał za mało
– Na razie każdy się łapie za głowę i liczy ile będzie musiał dołożyć – mówi Dariusz Gałecki, p.o. dyrektora szpitala w Tomaszowie Lubelskim. – Nasz szpital ma zyski, ale już jesienią sytuacja może się zmienić zdecydowanie. Jeżeli dojdą do tego wzrosty kosztów działalności we wszystkich branżach, a skutki podwyżek nie będą zrekompensowane odgórnie, to szpitale sobie nie poradzą – dodaje.
To właśnie szpitale powiatowe są w najtrudniejszej sytuacji.
– Zaproponowane podwyżki są niewystarczające – potwierdza Dariusz Kamiński, dyrektor szpitala w Bełżycach, gdzie na umowę o pracę jest zatrudnionych 320 osób, które powinny objąć podwyżki. Pieniądze, które oferuje fundusz, pokryją zaledwie 60 proc. kwoty, którą trzeba wydać, aby spełnić wymogi ustawy.
– Na pewno zaproponowane kwoty nie wystarczą – potwierdza również Piotr Rybak, dyrektor szpitala w Puławach.
Nie chcieli, ale podpisali
NFZ przekonuje, że nowe wyceny świadczeń zostały wyliczone zgodnie z rekomendacją Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.
– Za takim rozwiązaniem, tzn. ujęciem środków na wzrost wynagrodzenia w wycenie świadczeń, opowiedzieli się m.in. przedstawiciele szpitali powiatowych – informuje Małgorzata Bartoszek, rzeczniczka lubelskiego oddziału NFZ.
Problem w tym, że szpitale przy okazji straciły tzw. pieniądze znaczone, z których dotychczas wypłacali ustawowe podwyżki. Dlatego nowe stawki są dla nich tak dużym negatywnym zaskoczeniem.
Niektórzy dyrektorzy wiedząc, że zaoferowane im pieniądze nie wystarczą na wyższe wypłaty, odwlekali podpisanie aneksów z NFZ.
– Próbowaliśmy się dowiedzieć jak to zostało wyliczone – mówi Michał Jedliński, dyrektor szpitala w Kraśniku. Ostatecznie jednak dyrektor we wtorek podpisał aneksy.
Większość lubelskich szpitali także już to zrobiło. – W chwili obecnej już 92 proc. szpitali w naszym województwie odesłało nam podpisane aneksy – informowała nas wczoraj Małgorzata Bartoszek.
Pielęgniarkom po kieszeni
– Docierają do nas bardzo niepokojące informacje dotyczące pielęgniarek pracujących w POZ i opiece długoterminowej – mówi nam dr n. med. Andrzej Tytuła, Przewodniczący Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Lublinie.
Z docierających do Rady sygnałów wynika, że niektórzy pracodawcy nie chcą uznać pielęgniarkom kwalifikacji, tłumacząc, że nie mają środków na sfinansowanie ich wyższych wynagrodzeń.
– Ten zawód najbardziej walczy, a w momencie kiedy przychodzą ustawowe podwyżki, to okazuje się że pielęgniarki są od nich odcinane i ich kwalifikacje nie uwzględniane. Do innych zawodów pracodawcy nie stosują takich działań – mówi Tytuła.
W jeszcze gorszej sytuacji znalazły się pielęgniarki zajmujące się opieką długoterminową. To całodobowa opieka nad pacjentami w ich domach, prowadzona przez rodzinę i pielęgniarkę. Tutaj oferowane przez NFZ stawki pokrywają się tylko z najniższym wynagrodzeniem, bez pokrycia kosztów działalności. – To może skutkować tym, że pielęgniarki nie będą podejmować takiej pracy, a pacjenci zostaną bez opieki – uważa dr Tytuła.