Na czele lubelskiej spółki, która pracuje nad „polskim lekiem na Covid-19”, nie stoi już Marcin Piróg. W poniedziałek Biomed Lublin poinformował o rezygnacji prezesa ze stanowiska, a on sam przestał wypowiadać się w mediach
W poniedziałek Biomed Lublin poinformował swoich akcjonariuszy, że prezes firmy zrezygnował ze stanowiska. Przyczyną miały być „istotne rozbieżności pomiędzy nim, a Przewodniczącym Rady Nadzorczej i innymi przedstawicielami Rady Nadzorczej spółki w kluczowych kwestiach dotyczących funkcjonowania organizacji, wdrażania i realizacji strategii spółki oraz jej przyszłego rozwoju”.
Sprzedał akcje i pożyczył pieniądze
Przypomnijmy, że wiosną prezes Biomedu sprzedał akcje za ponad 6,5 mln zł. Jak tłumaczył portalowi Money.pl, spółka potrzebowała gotówki. Pożyczył jej wówczas 5 mln zł.
– Wtedy negocjowaliśmy z bankiem kredyt, ale ze względu na koronawirusa te decyzje zostały przełożone. Byliśmy pod ścianą i przed Wielkanocą nie mieliśmy na pensje dla pracowników. Wtedy zdecydowałem, że sprzedam w sposób szybki akcje i pożyczyłem spółce pieniądze – tłumaczył Piróg.
Czy to stało się zarzewiem personalnych konfliktów?
– Nie chciałbym się wypowiadać na temat relacji Marcina Piróga z radą nadzorczą, a tym samym komentować jego decyzji o rezygnacji. Na pewno było to jednak duże zaskoczenie zarówno dla zarządu spółki, jak i rady nadzorczej – mówi nam Piotr Fic, dotychczasowy wiceprezes spółki, który teraz przejął obowiązki prezesa. Fic tamtej decyzji swojego ówczesnego szefa nie krytykuje. – Sprzedaż akcji interpretuję przez pryzmat korzyści dla spółki. Środki ze sprzedaży poszły na pożyczkę, która miała pomóc lepiej zarządzać płynnością finansową w czasie epidemii.
Badania jeszcze w grudniu
Jeszcze w ubiegłym tygodniu prezes Piróg w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim entuzjastycznie opowiadał o badaniach klinicznych preparatu z osocza ozdrowieńców.
– Chcielibyśmy, żeby badania kliniczne, w których weźmie udział 500 pacjentów, zaczęły się na początku grudnia. Wówczas o pierwszych efektach moglibyśmy mówić jeszcze w tym roku – mówił Piróg. Tłumaczył, że spółka czeka już tylko na „zielone światło” Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
Wyprodukowaniem pierwszej partii immunoglobuliny anty-SARS-CoV-2 (ze 150 litrów osocza ozdrowieńców) Biomed pochwalił się 23 września. Na konferencji prasowej w rektoracie Uniwersytetu Medycznego w Lublinie (pod hasłem #PolskiLekNaCOVID19) prezesa Piróga jednak nie było.
Nic złego się nie dzieje
Senator Grzegorz Czelej (PiS), który zaangażował się w prace nad stworzeniem leku na Covid-19, zapewnia, że zmiana na fotelu prezesa w niczym spółce nie zaszkodzi.
– Wręcz przeciwnie – przekonuje Czelej. – Zarząd został wzmocniony merytorycznie, bo wszedł do niego Artur Bielawski, który odpowiada za stronę biotechnologiczną. Z kolei obowiązki prezesa pełni obecnie Piotr Fic, który od początku prowadził projekt od strony formalnej. To osoby kluczowe dla tego przedsięwzięcia.
– Członkowie zarządu bardzo dobrze znają działalność bieżącą i rozwojową spółki, więc sytuacja jest stabilna – dodaje Piotr Fic. – Strategia, którą realizowaliśmy do tej pory z prezesem, będzie w dalszym ciągu rozwijana. Nie ma też zagrożenia dla projektu dotyczącego immunoglobuliny. Wszystko idzie zgodnie z harmonogramem.
Dzisiaj i w poniedziałek Marcin Piróg był dla nas nieuchwytny.
Biomed na giełdzie
W niedzielę akcje spółki notowanej na Giełdzie Papierów Wartościowych były wyceniane na 13,30 zł. W poniedziałek, po informacji o rezygnacji prezesa, ich cena spadła do 10,90 zł.
Ci, którzy w trakcie pandemii kupili i sprzedali akcje Biomedu, mogli nieźle zarobić. Na początku roku ich kurs oscylował wokół 1 zł, od kwietnia zaczął powoli rosnąć. Najwięcej akcje Biomedu kosztowały 3 sierpnia. Dzięki informacjom o zaawansowanych pracach nad lekiem na Covid-19 kurs wystrzelił aż do 30 zł.
Kolejny pik to 23 września, kiedy poinformowano o produkcji pierwszej partii immunoglobuliny. Wartość jednej akcji wzrosła wówczas z 15,65 zł do 21,30 zł.