Rocznica epidemii koronawirusa w Polsce to też pierwsza rocznica Widzialnej Ręki Lublin, czyli facebookowej grupy łączącej ludzi potrzebujących pomocy z tymi, którzy tą pomoc oferują.
Tuż przed nadejściem epidemii do Polski, warszawiak Filip założył dla swoich znajomych skupionych na Facebooku grupę samopomocową. Wzorował się na podobnych grupach działających już w Europie Zachodniej. Chciał stworzyć miejsce, w którym jego znajomi mogliby ze sobą rozmawiać w trudnym czasie. Chciał, by w razie zamknięcia na kwarantannie mogli szybko zwracać się o pomoc w wyprowadzeniu psa lub zrobieniu zakupów. Pomysł okazał się tak dobry, że jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne grupy w różnych miastach, dzielnicach czy nawet grupy branżowe. Inicjatywa dotarła też do Lublina.
– Kolega przesłał mi link do grupy ogólnopolskiej i stwierdziłam, że bardzo przydatna byłaby taka lokalna inicjatywa. „Widzialną rękę Lublin” założyłam jeszcze tego samego wieczora – wspomina Małgorzata Goławska, nauczycielka języka włoskiego w jednym z lubelskich ogólniakach oraz w szkołach językowych. – Następnego dnia należało już do niej dużo ludzi.
#Pomagam
Pierwsze posty publikowały niemal wyłącznie osoby oferujące pomoc:
#Pomogę. Witam! Jestem nowym członkiem. Siedzę na przymusowej izolacji jako osoba 60+, a jako emerytka – bez konkretnej pracy. Mam maszynę do szycia i trochę umiejętności, mogę szyć maseczki ochronne, ale nie mam z czego. Może jakieś pomysły, abym się przydała?
#Pomogę. Dla rodziców, którzy mieli w najbliższych planach wizytę u logopedy, proponuję nieodpłatną pomoc: konsultacje logopedyczne wraz z zaleceniami do pracy w domu. Wbrew pozorom to ważny temat, a czas spędzony w domu warto wykorzystać dobrze
# Pomogę w uprawie warzywniaka na działce.
# Pomogę. Proszę Państwa, To nie jest reklama mojej Kancelarii. Jutro tj. 16 marca 2020 roku przez cały dzień w ramach akcji ZOSTAŃ W DOMU będę udzielał bezpłatnych porad prawnych w formule wirtualnej! Być może skłoni to kogoś kto pomocy prawnej potrzebuje na cito do pozostania w domu! Proszę o udostępnienie.
# Pomogę. Może ktoś potrzebuje pomocy albo działka w ogóle leży odłogiem? Myślę, że w obecnej sytuacji fajnie byłoby się zorganizować oddolnie i uprawiać przynajmniej część warzyw samemu i się nimi dzielić.
Ktoś chciał oddać znudzonym przebywaniem w domu dzieciom zabawki. Przebywający na kwarantannie właściciel firmy przekazywał nieodpłatnie folię do przyciemniania okien, żeby maluchy mogły się nią bawić we własnych domach.
– W hasztagach ludzie dopisywali dzielnice, z których pochodzą i gdzie mogą zrobić zakupy lub wyprowadzić psa – wspomina Małgorzata Goławska. – Pierwszego opublikowanego na grupie postu nie pamiętam, ale pamiętam, że na początku był wysyp ofert pomocy także tej dotyczącej rozmów wspierających.
#Szukam
Dosyć szybko zaczęły pojawiać się prośby o pomoc. Najczęściej dotyczyły opieki nad zwierzętami.
#Szukam. witam post w imieniu koleżanki czy byłby chętny ktoś pomóc w wprowadzaniu psa 2 razy dziennie. Koleżanka jest na kwarantanie i nie ma kto z psem wyjść
Na grupie powstawały więc całe harmonogramy, kto, kiedy i o której godzinie może wyjść z konkretnym psem.
– To był dla mnie szok. Przeczytałam post o tym, że w mojej dzielnicy potrzebna jest osoba do wychodzenia z psem, bo rodzina jest na kwarantannie. Zgłosiłam się, bo siedziałam w domu bez pracy. Wychodzić nie można było, a to była jednak jakaś alternatywa – opowiada Julka. – Okazało się, że pomocy potrzebują moi sąsiedzi, którzy mieszkają dosłownie trzy piętra wyżej. Byłam zdruzgotana tym, że mieszkając w wielkim bloku, nie mieli żadnych numerów telefonów do sąsiadów i żadnej możliwości poproszenia ich o pomoc. To pokazało mi, jak bardzo anonimowi wszyscy jesteśmy i jak bardzo samotni. Oczywiście wychodziłam z psem przez dwa tygodnie, ale napisałam też ogłoszenia z moim numerem telefonu i porozwieszałam je na wszystkich klatkach. Pisałam, że jak ktoś potrzebuje pomocy, to żeby dzwonił. W ciągu roku skorzystały jeszcze trzy rodziny. To też był pozytywny efekt działania „Widocznej ręki”.
Były też posty, które łamały serce.
# Potrzebuję wiadomości, proszę, powiedzcie mi jak jest teraz z ceremonią pogrzebowa, zmarł mój bardzo bliski przyjaciel i kuzyn. Jutro, jest pogrzeb, chciałabym pójść.
– Pojawiły się najbardziej chyba poruszające dla mnie prośby o oddawanie osocza przez ozdrowieńców. To były dla mnie dosyć obciążające psychicznie wiadomości, bo pisali je ludzie, których osobiście znałam. Wiedziałam, że ich bliscy chorują. Że są w złym stanie – przyznaje Magdalena Łuczyn, jedna z pięciu administratorek grupy. Z wykształcenia filozofka. Określenia na wykonywany zawód jeszcze nie odnalazła. Organizuje spotkania o książkach i spacery po Bronowicach i Kośminku.
Łuczyn otrzymała wtedy też od jednego z radnych dzielnicowych Starych Bronowic prośbę o wsparcie znajdujących się w bardzo złej sytuacji mieszkających tam ludzi starszych.
– Organizowałam zbiórki jedzenia i paczki żywnościowe dla mieszkańców Starych Bronowic. Tamtejsza radna uszyła kilkadziesiąt maseczek wielorazowych i razem z nią roznosiłyśmy te rzeczy – wspomina. – To było wzruszające, ale zarazem bardzo smutne. Zobaczyłam, jak wiele jest starszych i niedołężnych osób, które żyją bez bieżącej wody i toalet w domach. W trakcie epidemii byli bardzo samotni.
Dziękuję, załatwione
– Od początku grupy fascynowała mnie chęć wzajemnej pomocy i błyskawiczny odzew na samym początku pandemii – przyznaje jedna z moderatorek, Magdalena Bielska, rękodzielniczka, działaczka społeczna, członkini zarządu KOD. – Mimo oskarżeń o znieczulicę, mamy jednak społecznie wielką potrzebę pomagania.
– Grupa pokazuje, że ludzie są w stanie skrzyknąć się oddolnie. Społeczeństwo obywatelskie nie umarło i jeśli jest potrzeba, to potrafią się solidaryzować – podkreśla Magdalena Łuczyn. – Najważniejsze są drobne gesty, ale robione na szeroką skalę. Chyba od samego początku zaskakiwał mnie natychmiastowy odzew. Jako moderatorzy publikowaliśmy przeczytane posty, a dosłownie za minutę mogła już przyjść informacja: „dziękuję, załatwione”. Nigdy nie obawiałam się, że pomoc nie przyjdzie.
– Zdecydowana większość postów na naszej grupie ma krótkie życie. Czasami to kilka godzin, a czasami dosłownie kilka minut i otrzymujemy informacje zwrotną, że sprawa jest załatwiona – przyznaje Anka Kowalska. – Pamiętam, jak w marcu tamtego roku, zaraz po założeniu grupy starsza mieszkanka LSM napisała do administratorów, że dziękuję za pomoc. To była taka pierwsza informacja zwrotna, która pokazała, że to co robimy ma ogromny sens.
Jak zauważają moderatorzy, nie tylko zainteresowanie udziałem w grupie jest bardzo duże, ale i zdecydowana większość członków „Widzialnej ręki” jest bardzo aktywna. To głównie kobiety w wieku powyżej 30 lat.
– Ta grupa ma ogromny potencjał. Jej członkowie wiedzą, po co do niej dołączyli. Świadczy o tym ilość postów i odpowiedzi na nie – mówi Kowalska. – Gdy tylko zaczął się koronawirus, dziennie było kilkadziesiąt, a może i kilkaset postów. Teraz jest ich kilkanaście. Oczywiście różna jest ich ranga.
Rozmawiam z jedną z osób, której członkowie „Widzialnej ręki Lublin” pomogli. To senior z Lublina. Prosi, żeby nie podawać jego płci oraz tego, o jaką pomoc prosił.
– Korzystałem z pomocy grupy dwa razy – opowiada. – To było wiosną tamtego roku, kiedy zostaliśmy zamknięci w domach. Wcześniej byłem osobą bardzo aktywną. Brałem udział w różnych kursach np. komputerowym i udzielałem się społecznie. Raptem wszystko się skończyło i zostałem sam. Samo siedzenie w domu było skrajnie wyczerpujące psychicznie. Było poczucie strachu: co będzie, jak się zakażę? Najgorsze było jednak to, że nie miałem na kogo liczyć. Mam rodzinę. Mieszkają samodzielnie, na innych dzielnicach, ale też blisko mnie. Jak trzeba było pomóc, to nie mogłem na nich liczyć. Jedni tłumaczyli się, że boją się wychodzić. Inni mówili, że chętnie by pomogli, ale boją się mnie zakazić. To było przerażające, bo między zdaniami zrozumiałem, że nic dla nich nie znaczę. I wtedy pomogli mi ludzie z „Widzialnej ręki”. Wstydziłem się prosić o pomoc, ale nie miałem innego wyjścia. Pomogli. Zwrócili mi wiarę w ludzi. Potem, jak mogłem sam pomagałem. Okazało się, że senior też bywa potrzebny.
Z pomocy lubelskiej „Widzialnej ręki” skorzystała też Ania.
– Pochodzę z Lublina. Tu mieszkają moi rodzice, a ja mieszkam w Warszawie – opowiada. – Na dwa tygodnie przed pierwszym lockdownem tata miał operację. Mama bała się wychodzić po zakupy, żeby go nie zarazić, bo wiedzieliśmy, że ma obniżoną odporność. Poprosiłam o pomoc. Pierwszej osobie, która się odezwała przelałam pieniądze na konto z prośbą o zrobienie zakupów na dwa tygodnie. Przekazałam listę.
– Nie bałaś się przekazywać pieniędzy nieznajomej osobie? – pytam.
– Teraz pewnie bym się zastanowiła, ale wtedy trzeba było działać szybko – przyznaje. – Przejrzałam profil facebookowy tej osoby i uznałam, że jest wiarygodna. Nie pomyliłam się. Trafiłam na młode małżeństwo, które nie poprzestało na jednorazowej pomocy. Rodzice chcieli, żeby kupić im sporo pieczywa. Chcieli je zamrozić, by starczyło na wiele dni. Takie zakupy zresztą zostały zrobione, ale co kilka dni ci ludzie przynosili im świeże pieczywo i mleko. Robili to już sami z siebie, rozliczając się z moją mamą. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo działali, nie oczekując za to wynagrodzenia. Zresztą do dziś utrzymujemy kontakt i chyba nie przesadzę jeśli powiem, że się zaprzyjaźniliśmy.
Ewolucja
– W ciągu tego roku grupa bardzo się zmieniła, bo zmieniło się nasze życie – zauważa Magdalena Łuczyn. – Na początku atmosfera była bardzo przytłaczająca. Gdy ktoś pytał, gdzie iść do okulisty czy gdzie kupić soczewki, pojawiały się wręcz komentarze, że to niestosowne, bo na tej grupie ludzie walczą o życie. Ludzie byli w stanie szoku. Na szczęście ta atmosfera szybko wygasła. Ostatnio pojawia się sporo postów dotyczących pomocy w odnalezieniu zaginionych zwierząt lub adopcji porzuconych.
– Zawsze chodziło nam o szybką, doraźną pomoc. O ulżenie w obowiązkach dnia codziennego – tłumaczy Kowalska. – Staramy się skupiać na pomocy niematerialnej chociaż pojawiają się też ostatnio prośby o wsparcie zbiórek.
To zwykle szukanie pieniędzy na leczenie lub przeprowadzenie operacji. Ale była też akcja po pożarze przy ul. Wrońskiej, gdzie konieczna była natychmiastowa pomoc rzeczowa.
– Grupa zaczęła się zmieniać w wakacje, gdy sytuacja z koronawirusem zaczęła się normalizować – zauważa Małgorzata Goławska. – Więcej osób zaczęło traktować ją jako forum poradnikowe. Pojawiły się m.in. pytania o godnych polecenia lekarzy w Lublinie. Doskonale pamiętam post pana, który pisząc z fejkowego konta, przyznał, że jest alkoholikiem i prosił o pokierowanie go w walce z chorobą.
Stąd ostatnio na grupie pojawiają się i takie pytania:
- Szewc na Czechowie. Gdzie znajdę?
- Znacie, polecacie jakiegoś dobrego psiego behawiorystę?
- Ile państwo czekaliście na wynik badania covid, który był robiony w Lublinie?
- Witam. Poszukuje kochającego domu dla dwóch Kotków. Kotki są zadbane, odrobaczone.
Moderatorzy
Zanim post zostanie opublikowany na „Widzialnej ręce”, zawsze muszą go zaakceptować moderatorzy. To dla nich niełatwe zadanie.
– Z jakimi emocjami to się wiąże? To bezsilność, a nawet pewne znieczulenie. Jest ono potrzebne, kiedy dostaje się ciągle prośby na priv o przepuszczenie kolejnej zbiórki na chore dziecko, potrzebne lekarstwa, opisy rodzinnych problemów – przyznaje Magdalena Bielska. – Nie możemy wpuszczać postów, które nie wiążą się z pomocą i utrudnieniami w czasie pandemii, bo grupa zamieni się w zbiór ogłoszeń i zbiórek online. Staramy się też weryfikować posty, bo zdarzają się niestety osoby nieuczciwe, a czasem lepiej jest też doradzić prywatnie instytucję pomocową.
Ale odczuwam także radość, kiedy widzę, jak szybko zgłaszają się osoby chętne do pomocy albo uda się rozwiązać problem. Po roku pandemii wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni, ale wciąż odpowiadamy na potrzeby innych.
– Bycie moderatorem „Widzialnej ręki”, ta pomoc w łączeniu ludzi potrzebujących i oferujących pomoc jest bardzo pracochłonna – nie kryje Magdalena Łuczyn i wspomina pierwsze miesiące działalności grupy. Pracowała z telefonem w ręku, a urządzenie rozgrzewało się tak bardzo, że aż piekła ręka. Zgłoszenia przychodziły nawet w nocy.
Żeby nie zgubiły się te najważniejsze
Zdarza się, że bezinteresowna chęć pomocy bywa wykorzystywana.
– Pilnujemy, żeby publikować tylko sprawdzone posty, bo pojawiają się oszustwa czy fałszywe zbiórki – potwierdza Goławska. – Istnieje grupa techniczna dla moderatorów wszystkich „Widzialnych rąk”, w której wymieniamy się informacjami i ostrzeżeniami. Niektóre sprawy kończą się na policji. Przed sądem za próbę wyłudzenia odpowiadać będzie m.in. osoba, która pisząc z fałszywego profilu, podawała się za sąsiadkę „pana Nikodema”. Mężczyzna miał znajdować się w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo po rozwodzie został sam z dziećmi. Coś nam się w tej sprawie się nie zgadzało, dlatego zajęli się tym tematem policjanci z cyberprzestępstw.
– Odrzucając posty, zawsze dajemy wyjaśnienia. Tłumaczymy, że nie mają np. związku z grupą. Tak było w przypadku wiadomości, w których ktoś pytał, gdzie coś zjeść czy gdzie coś zamówić. Konieczne było filtrowanie – opowiada Łuczyn. – Są też osoby, które wrzucają bardzo dużo postów dotyczących pomocy zwierzętom. Chcą ich publikować kilka dziennie. Odrzucam, żeby nie było ich za dużo, żeby nie zgubiły się te najważniejsze. Podobnie, jeśli chodzi o linki do licytacji. One są przecież w innych grupach. My musimy dbać o higienę grupy. To przykre, ale nie można pomóc wszystkim.
– Staramy się wyłapywać informacje nieprawdziwe czy o podejrzanej wiarygodności. Niektóre z nich pojawiają się na wielu grupach i wtedy jest łatwiej – przyznaje Anka Kowalska. – Żeby nie spamować. nie publikujemy też postów spoza regionu. Staramy się, żeby nie dublować tego samego tematu. To ciężka praca, bo trudno ocenić, który post jest ważniejszy. Czasami zastanawiamy się, w którą stronę pójdzie ta grupa, bo tworzy ją już ponad 14 tys. ludzi.