Na 200 tys. szacowana jest liczba widzów tegorocznego, dziesiątego już Carnavalu Sztukmistrzów. Największą widownię przyciągnął spektakl wystawiany na pl. Zamkowym zgrabnie łączący teatr z akrobacją
Zobaczyliśmy tutaj opowieść o fikcyjnej republice rządzonej przez wiele lat bezwzględną ręką dyktatora, który karmi kraj propagandą mającą dowodzić miłości ludu do przywódcy. Ujrzeliśmy despotę, który nie waha się użyć siły przeciw własnemu narodowi, byle tylko utrzymać się przy władzy zapewniającej mu dostatek. W końcu tę władzę traci, ale happy end też jest podszyty niepokojem, czy nowa władza nie ulegnie pokusie pójścia w ślady poprzednika, którego przecież też ktoś kiedyś postawił za sterem.
Do łez bawił gang starszych pań, w które wcielili się artyści z austriackiej grupy Theatre Irrwisch. Staruszki zachowywały się tak, jak w ich wieku nie wypada, nie zawahały się przed buchnięciem bananów ze sklepu, przechwyciły piwo klienta jednego z kawiarnianych ogródków, zaczepiały przechodniów, podrywały fotografów i pozowały do zdjęć, kradnąc serca widzom.
Podziw dla talentu, humoru i perfekcji zostawił po sobie hiszpańsko-argentyński duet Alta Gama. Jego nieprawdopodobne akrobacje rowerowe i doskonały kontakt z publicznością zapewniły rozrywkę i małym, i dużym widzom. Śmiechem, mlekiem i mąką kipiał występ Krzyczącego Księcia Kuchni na staromiejskim podwórku przy Olejnej. Nie były to jedyne perełki tegorocznego Carnavalu Sztukmistrzów, któremu jak co rok towarzyszył Urban Highline Festival. Spośród jego uczestników w szczególny sposób przyciągała uwagę artystka łącząca chodzenie po linie z... jogą. Ekipa Carnavalu może już otwierać zasłużonego szampana. O ile nie zwinęły go babcie.