Gdy w niedzielny, wyborczy wieczór czekałem na wynik meczu Startu AZS, który toczył bój w Łańcucie, nawet na myśl nie przyszła mi możliwość osiągnięcia tak wysokiej porażki...
Przegrana różnicą 41 punktów (51:92) to kolejny tegoroczny rekord lubelskiego zespołu. Wcześniejszy wynik przywieziony z Zielonej Góry 39:63 zdawałby się być wówczas katastrofą. Mijają dwa tygodnie i jak widać może być jeszcze gorzej! W między czasie wygrana u siebie z Basketem Kwidzyn, jednym z faworytów ligi, miała być impulsem do kolejnych wygranych. Dzieje się zupełnie inaczej – kolejne „lanie” wyjazdowe. Jak to jest w ogóle możliwe, gdy w obu wyjazdowych spotkaniach wygrywa się pierwszą kwartę...Jak można przez dalsze trzy kwarty rzucić 21 punktów (w Zielonej Górze) i 27 punkty (w Łańcucie)? Gdzie jest obecny w takim razie trener, który powinien zmotywować swoich podopiecznych? Takich „wyczynów” nie usprawiedliwia brak Pawła Hołoty i Arkadiusza Pelczara, gdyż w drużynie jest wielu rutyniarzy, którzy z niejednego pieca chleb jedli – Paweł Kosior, Jacek Olejniczak, Michał Sikora, Dominik Derwisz to zawodnicy którzy powinni brać na siebie ciężar gry i odpowiedzialność za wynik.
Przed sezonem postawiono za najważniejszy cel utrzymania, który z tak wyrównaną i mocną kadrą zawodników wydawał się być swoistą zasłoną dymną w razie niepowodzeń. Praktycznie Start AZS stracił już szanse na awans do czołowej „ósemki” ligi spełniając tym samym przepowiednie o braku możliwości włączenia się w walkę o awans do ekstraklasy. Czy jest to tylko ciągle trwający „szok” po trenerze Gajiciu? Szkoda, że Zarząd klubu zamiast zatrudnić innego szkoleniowca z „zewnątrz”, będącego autorytetem dla zawodników poszedł na łatwiznę powierzając funkcję I trenera Krzysztofowi Ziemolągowi, który dopiero zdobywa doświadczenie w tym jakże trudnym zawodzie...Jak tłumaczono takie rozwiązanie? Oczywiście brakiem pieniędzy... W takim razie w jakim celu powstał połączony klub Start AZS? Przecież mówiono, iż teraz z pewnością zdobędziemy strategicznego sponsora, a tu już drugi rok funkcjonowania klubu za nami i bieda dalej „piszczy”. Miał być klub profesjonalny, a człowiek który chciał to uczynić – Miodrag Gajić szybko uciekł, gdy zorientował się, że będzie toczył z góry przegraną walką. To co się mówi w klubie, a robi to dwie inne sprawy...Więc po co firmować swoim nazwiskiem prowizorkę? Tymczasem lubelscy gracze Michał Marciniak i Maciej Bielak wygrywają kolejne spotkania ze swoim klubem, Siarką Tarnobrzeg. Grający amatorsko koszykarze z Częstochowy także już dawno uciekli lubelskim koszykarzom. Wzmocnień też nie należy się spodziewać. Dlaczego? Brak pieniędzy...Koło się zamyka, a my kibice dalej czekajmy na przegrane 40 punktowe.
A my gdzie? Na dnie...!