Wraz z rodziną prowadzi gospodarstwo rolne „Granja de Figuerola” niedaleko miasteczka L’Ametllia de Mar w Hiszpanii. Zajmuje się hodowlą trzody chlewnej. Kiedy u niego byłyśmy, miał trzysta loch i około tysiąca pięciuset prosiąt.
Obietnice bez pokrycia
– Siedemnaście lat temu, zanim weszliśmy do unii, byłem przeciętnym rolnikiem – hodowałem świnie, uprawiałem dla nich ziemniaki i zboże. Byłem samowystarczalny, nie potrzebowałem kupować pasz. W unii musiałem to zmienić – opowiada Ramon Estrada. Nie tylko musiał sprofilować swoje gospodarstwo, ale też dostosować je do wielu unijnych norm. W praktyce oznaczało to konieczność wybudowania nowoczesnej chlewni w systemie holenderskim. Za co? – Starałem się o dotacje z unii, ale ich nie dostałem. Musiałem wziąć duży kredyt w banku – wyjaśnia hiszpański rolnik.
Kiedy pytamy go o najbardziej kłopotliwą normę, nie zastanawia się nad odpowiedzią. Według Ramona najwięcej problemów jest z... gnojem. – W unii musi on być odpowiednio utylizowany. Ja jestem w wyjątkowo dobrej sytuacji. Mam dużo ziemi i normy unijne pozwalają mi na wywożenie gnoju po prostu na pole – mówi rolnik. Dodaje jednak, że ci, którzy nie mieli dostatecznie dużo hektarów, musieli budować ogromne szamba. Odchody zwierząt powinny leżeć w nich minimum cztery miesiące. – To droga inwestycja, która dobiła wiele hiszpańskich gospodarstw – mówi R. Estrada.
Dodaje, że niektórzy – w desperacji – planowali nawet wywozić gnój do krajów, które nie są w unii, w tym między innymi do Polski.
Obchodzą go tylko świnie
Teraz gospodarstwo „Granja de Figuerola” jest jednym z niewielu w okolicy, a jego właścicielowi powodzi się dobrze. Ramon Estrada mówi, że w Katalonii (regionie Hiszpanii, gdzie mieszka) są cztery duże przedsiębiorstwa, zajmujące się pośrednictwem rolnym. Przywożą mu gotową paszę, a potem zabierają od niego świnie i wiozą je do rzeźni. Co tydzień jego gospodarstwo odwiedza „unijny weterynarz”. Kolczykuje młode prosięta i bada całą trzodę. Ramon Estrada nie płaci za jego wizytę. Robi to Unia Europejska. Jednak swoje pieniądze musi wyłożyć na ewentualne leczenie zwierząt.
Ceny jak w Belgii
Gospodarstwo Ramona Estrady spełnia obecnie wszystkie normy unijne. Jego żywiec może być sprzedawany w całej Europie. – Zaraz po wejściu do unii ceny żywca mocno spadły. Teraz są stabilne i jednakowe w całej Europie. U nas są nawet minimalnie większe, bo mamy tu lepszy klimat do hodowli trzody chlewnej – mówi hiszpański rolnik.
Co radzi Polakom? – Przede wszystkim nie sprzedawajcie ziemi, bo inaczej będzie was drogo kosztować spełnienie unijnych norm. Nie wierzcie też politykom. Nam też obiecywali złote góry, a prawie nic nie dostaliśmy. Czeka was kilka lat ciężkiej pracy – ostrzega farmer z Katalonii.