Maleją szanse rowerzystów na to, że miasto pozwoli im poruszać się po wybranych ulicach jednokierunkowych w przeciwną stronę, niż samochody. Lubelski Ratusz twierdzi, że wcale nie jest to takie proste i tanie, jak uważają pomysłodawcy.
Radni twierdzili też, że w zdecydowanej większości przypadków nie byłoby konieczne malowanie pasów na jezdni, a jedynie umieszczenie pod znakiem informującym o drodze jednokierunkowej (a z drugiej strony ulicy pod zakazem wjazdu) tabliczki informującej, że znak ten nie dotyczy rowerów.
Na oficjalne pismo jest już oficjalna odpowiedź, że "aktualnie trwa analiza możliwości”, a "dalsze czynności” będą podjęte "w przypadku braku przeszkód technicznych i formalnych”. Ale dalej cykliści dowiadują się, że przeszkód jednak jest sporo.
– Wprowadzenie takiego rozwiązania nie ogranicza się tylko do montażu oznakowania pionowego i poziomego lecz wymaga wprowadzenia zasadniczych zmian w organizacji ruchu, zlikwidowania istotnej liczby miejsc parkingowych, czy ewentualnie wprowadzenia dodatkowej sygnalizacji świetlnej – podkreśla Stanisław Kalinowski, zastępca prezydenta miasta w swojej odpowiedzi do radnych.
Drogie przedsięwzięcie
Dodaje też, że jest drogie przedsięwzięcie "a jego realizacja jest uzależniona od zarezerwowania w budżecie miasta środków finansowych”.
Z tym nie zgadzają się rowerzyści. – Może w przypadku niedużej części byłyby jakieś dodatkowe koszty, ale w większości przypadków nie byłoby to trudne rozwiązanie – komentuje Aleksander Wiącek z Porozumienia Rowerowego.
Zapowiada, że będzie starał się przekonać władze miasta do tego pomysłu. – Należy rozmawiać o poszczególnych ulicach, każdą trzeba traktować indywidualnie i tam, gdzie będzie to możliwe należy jak najszybciej wprowadzać takie rozwiązanie.