Nie mają wody, prądu ani ogrzewania. Potrzeby fizjologiczne załatwiają do wiadra. Takie warunki stworzyła bezdomnym Fundacja Tarkowskich Herbu Klamry. W Domu Pomocy "Słoneczny” koczuje 50 osób z różnych rejonów Polski. Niektórzy z malutkimi dziećmi.
Kaloryfery rozsadził mróz, więc temperatura w pomieszczeniach wcale nie różni się od tej na zewnątrz. Dzieci chodzą po ośrodku w grubych kurtkach, a niemowlęta leżą w łóżeczkach szczelnie otulone kołdrami. Zakład energetyczny często odcina prąd, bo nie ma pieniędzy na opłacenie rachunków.
Wieczorami trzeba przyświecać sobie świeczką. - Najbardziej dokucza nam zimno - skarżą się mieszkańcy domu. - Jak sztywnieją ręce, włączamy kuchenki i dogrzewamy się gazem. Ale dzieci i tak marzną. Często chorują. Bezdomni niechętnie opowiadają o sytuacji w Domu Pomocy "Słoneczny”, bo uważają że to ich jedyny azyl. Boją się, że jak zaczną mówić, stracą dach nad głową. Mało rozmowne jest też kierownictwo schroniska. - Kiedy zapowiedziałam, że przyjadę na kontrolę, kierowniczka poinstruowała mieszkańców, co mają mówić, a czego nie. Ale na pierwszy rzut oka widać, że tam jest strasznie. To uwłacza godności człowieka. - opowiada Marzanna Chmielewska, pracownica socjalna w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Międzyrzecu Podlaskim.
Dom pomocy w Wysokich założyła trzy lata temu Fundacja Tarkowskich Herbu Klamry. Prezes fundacji Elżbieta Tarkowska-Chatila, nie czuje się winna zaniedbań. - To gmina jest od tego, żeby pomagać takim ludziom - tłumaczy. - Ja jestem ciężko chory człowiek. Nie będę chodzić po żadnych władzach po prośbie. Wójt gminy Międzyrzec Podlaski Roman Michaluk uważa, że robi, co trzeba. Umarza opłaty za wodę. W ubiegłym roku przekazał drewno na opał. Ale do spraw fundacji mieszać się nie chce.
- Bezdomni pochodzą spoza naszej gminy - wyjaśnia. I dodaje, że ten pomysł z domem nie podobał mu się od początku. - Więc teraz niech sobie pani prezes radzi, skoro obiecywała, że bezdomnym będzie tu dobrze - kwituje. Prezes Tarkowska-Chatila unika odpowiedzi, ile pieniędzy przekazuje na dom w Wysokich i czy fundację stać na jego utrzymanie. - Daję tyle, ile uda mi się zdobyć - mówi wymijająco. - Głodu tam nie ma. Co mogę to im dowiozę. A ogrzewanie? - Faktycznie, pękła rura i nie ma centralnego, ale jakoś się dogrzewamy. Choćby gazem - wyjaśnia prezes.
INNI SOBIE RADZĄ
Fundacja Tarkowskich Herbu Klamry, ma 7 domów pomocy: 4 w województwie mazowieckim i 3 w lubelskim, m.in. w Podlodowie, gm. Ułęż. W ostatnim przebywa w tej chwili ok. 70 osób, w tym samotne matki z dziećmi. Danuta Ryzlewicz, kierownik domu "Słoneczny”, jest zdumiona sytuacją w Wysokich. - Do nas lada dzień dojedzie 30 kloszardów z Warszawy. Wszystkim zapewnimy godne warunki. Współpracujemy z gminą, mamy wielu darczyńców z naszego terenu, pomagają nam rolnicy, bank żywności. Ale do wszystkich trzeba dotrzeć, wyprosić. Nie dopuściłabym do tego, żeby brakowało nam czegokolwiek. Tu mieszkają ludzie. A ja jestem za nich odpowiedzialna.