Lodówka, pralka i muszla klozetowa tylko raz na trzy lata. 10 marca na Białorusi wchodzą w życie nowe ograniczenia na wwóz towarów z zagranicy, m.in. z Polski przez osoby fizyczne dla celów prywatnych. To decyzja Państwowego Komitetu Celnego Białorusi.
Skąd nowe restrykcje?
"Państwowy Komitet Celny na bieżąco monitoruje towary przewożone przez osoby fizyczne.(…) Analizy (…) wykazały, że trwałość sprzętu gospodarstwa domowego, urządzeń sanitarnych wynosi zwykle nie mniej niż 5 lat, a opon - co najmniej 2 lata” - czytamy w komunikacie białoruskiego Komitetu Celnego. Zdaniem, białoruskich celników, nie wszystkie towary były przewożone do użytku osobistego, część z nich Białorusini sprzedawali później u siebie w kraju.
To nie pierwsze takie ograniczenia. W sierpniu ubiegłego roku Państwowy Komitet Celny obniżył dopuszczalną wagę sprowadzanych bezcłowo towarów zależnie od częstotliwości przekraczania granicy.
- Ograniczenia celne odbijają się negatywnie na sytuacji ekonomicznej białoruskich Polaków w stopniu takim samym, jak innych obywateli Białorusi - komentuje rzecznik prasowy Związku Polaków na Białorusi Andrzej Pisalnik. - Władze Białorusi usilnie próbują ograniczyć niekontrolowany przez państwo import towarów na Białoruś. Albo inaczej - wywożenie waluty wymienialnej z kraju. Rubel białoruski tanieje w stosunku do dolara amerykańskiego. Dewaluacja waluty narodowej jest zauważana. Wobec tego władze starają się maksymalnie ograniczyć popyt na walutę wymienialną wśród ludności- tłumaczy Pisalnik. - Te regulacje nijak się mają do powstrzymywania wewnątrzbiałoruskiej inflacji, gdyż ceny wewnętrzne na wszystkie towary rosną. Stąd duże zainteresowanie wśród Białorusinów zakupami towarów między innymi w Polsce i na Litwie - zauważa rzecznik prasowy Związku Polaków na Białorusi.
Stracą też przedsiębiorcy
Dlatego ograniczenia mogą też uderzyć w przedsiębiorców z polskich terenów przygranicznych. - Każdą taką zmianę przepisów, która dotyczy przygranicznego handlu, przyjmujemy negatywnie, bo tu przecież handel kwitnie, m.in. dzięki wschodnim sąsiadom - uważa sekretarz starostwa powiatowego w Białej Podlaskiej Jan Jańczuk. - Nasi mieszkańcy poniosą zapewne z tego tytułu straty, bo handel się zmniejszy, obroty będą mniejsze. Ale jako starostwo nie mamy na to wpływu. To polityka wyższego szczebla. A jak wiadomo polsko-białoruska współpraca nie układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli - dodaje Jańczuk. - Przepisy mają zapewne uszczelnić granicę. Kto chce handlować legalnie, to będzie to robił - uważa z kolei Krzysztof Iwaniuk wójt przygranicznej gminy Terespol.
W jego gminie Białorusini raczej nie kupują sprzętu, za to chętnie robią "biedronkowe” zakupy, jak to określa Iwaniuk. Jego zdaniem, dopóki nie będzie jasno określonych zasad i partnerskich umów handlowych ze wschodnimi sąsiadami, można spodziewać się kolejnych zmian przepisów. - To są też konsekwencje ustaleń wewnątrz Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, do której Białoruś należy - dodaje Iwaniuk.
Konsul nie komentuje
Izba Celna w Białej Podlaskiej nie otrzymała żadnych oficjalnych informacji o zmianie białoruskich przepisów celnych. - Strona białoruska nie ma obowiązku przekazywania tego typu informacji. Zmiana przepisów dotyczących przywozu towarów na Białoruś obliguje do ich egzekwowania wyłącznie służby białoruskie i nie zmienia zasad wywozu towarów z terytorium Polski wynikających z przepisów Wspólnotowego Kodeksu Celnego i przepisów krajowych - tłumaczy rzecznik prasowy Izby Celnej w Białej Podlaskiej Marzena Siemieniuk.
Vładisłav Khałło Konsul Republiki Białoruś w Białej Podlaskiej potwierdził, że wie o kolejnych restrykcjach, ale do sprawy odnosić się nie chciał.