Osoby chore na stwardnienie rozsiane narzekają, że skazane są na wegetację i drogie lekarstwa.
Problemami chorych na stwardnienie rozsiane (SM) zajmuje się Podlaski Oddział Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. O dobrym wsparciu, jakiego udziela POPTSR mówią panie Danuta i Albina - chore na SM. Pani Danuta ma łzy w oczach gdy wspomina niedawną pielgrzymkę do Leśnej Podlaskiej. - Przejmujący był wjazd na wózku do bazyliki. Bardzo to przeżyłam. W siedzibie towarzystwa przy ul. Sienkiewicza spotkamy się z życzliwością ludzi. Możemy tu się wypłakać i śmiać - opowiada kobieta, zadowolona, że podczas białej soboty została przyjęta przez neurologa.
- To dobrze, że podczas takich spotkań mamy szansę trafić bez kolejki do lekarza wyspecjalizowanego w leczeniu SM. W bialskiej przychodni musimy czekać po dwa, trzy miesiące na wizytę u neurologa - dodaje pani Albina.
Z badań była w sobotę zadowolona pani Marianna z Międzyrzeca Podlaskiego. Przyznała, że wzmacnia ją każde spotkanie z grupą znajomych z Podlaskiego Oddziału PTSR. - Ręce mi opadają. Choć komisja lekarska stwierdziła moją niezdolność do samoistnej egzystencji, to jednak Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego zmniejszyła mi rentę z 663 do 286 zł! Tymczasem miesięcznie muszę na leki wydawać aż 600 zł! Kiedy ich nie wykupuję, wtedy nawet trudno mi utrzymać równowagę na rowerze - kręci głową Marianna Kublik.
Marcin Fedoruk, przewodniczący Podlaskiego Oddziału PTSR, opowiada o problemach swoich podopiecznych. - W jednej z wiosek pod Białą Podlaską musiałem bronić zatrzymanego chorego na SM. Choć alkomat wykazał, że jest trzeźwy, to policjant twierdził: Ten człowiek jest pod wpływem narkotyków. - Pomijając takie historie, los wszystkich chorych na SM ciągle jest zły. Od lat apelujemy do kolejnych rządów o wprowadzenie narodowego programu leczenia. Bez skutku. Systematycznie więc białymi sobotami będziemy próbować łagodzić ich sytuację - tłumaczy Fedoruk.