Nielegalną stację demontażu pojazdów zamknęli pod Parczewem kontrolerzy z Inspekcji Ochrony Środowiska. Zastali tam około 200 wraków samochodów, które stały wprost na polu. Bez wymaganej zgody wojewody właściciel posesji już od dłuższego czasu sprowadzał je z Anglii.
Mieszkańcy wsi podkreślają, że składowisko wraków było groźne dla środowiska, obawiają się skażenia gleby. Dookoła są przecież pola uprawne i ogrody.
Edward Dec, kierownik bialskiej Delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, powiedział nam, że wczoraj podpisał decyzję o wstrzymaniu działalności nielegalnej stacji. Właścicielowi posesji wymierzył mandat w wysokości 400 zł. Powiadomił także Prokuraturę Rejonową w Parczewie o sprowadzaniu bez zezwolenia niebezpiecznych odpadów z Anglii.
- Otrzymaliśmy w tej sprawie szereg skarg, nawet spoza naszego województwa. W ostatnich dniach przeprowadziliśmy kontrolę na wskazanej posesji. Nasi kontrolerzy zastali tam prawie 200 pojazdów na nieutwardzonym, zupełnie nieprzygotowanym placu. Paliwo, smary i inne ścieki wsiąkały bezpośrednio w glebę - mówi Edward Dec. - Właściciel nie miał pozwoleń wojewody. Wydałem zatem decyzję wstrzymującą rozbiórkę aut. Nakazałem przekazanie zgromadzonych tam samochodów do legalnej stacji demontażu. Liczę, że prokurator wyjaśni, jak możliwe było zaśmiecenie tak rozległego terenu niebezpiecznymi odpadami.
Przeciwko dzikim firmom protestują też właściciele legalnych stacji demontażu. Przedsiębiorcy zainwestowali bowiem dużo pieniędzy w utwardzone place i systemy utylizacji niebezpiecznych ścieków. Tymczasem w szczerym polu lub w punktach skupu złomu (taka sytuacja była pod Łukowem) działa nielegalna konkurencja. - Cierpią na tym uczciwi przedsiębiorcy, cierpi środowisko - mówią.
Z właścicielem zlikwidowanej stacji demontażu nie udało się nam porozmawiać. Nie odbierał telefonu.