Dyrektorowi radzyńskiego Przedsiębiorstwa Państwowej Komunikacji Samochodowej prokuratura zarzuca przyjęcie trzech łapówek. Akt oskarżenia trafił właśnie do sądu.
Dyrektor nadal jest zdumiony zarzutami. – Nie jest prawdą, że brałem łapówki. Po co? Mam dobre pobory i diety radnego. Przykrą sprawą jest akt oskarżenia. Ale widać takie są konsekwencje zwalniania różnych ludzi z pracy. Ciągle jestem pod lupą urzędów, w tym też skarbowego. Muszę się tłumaczyć, że posprzedawałem kilka swoich działek – mówi Marek B. W sądzie będzie odpowiadać z wolnej stopy
W to, że poniesie karę powątpiewają ludzie, które go znają. Marek B. jest bowiem osobą wpływową i majętną. Zasiada w Zarządzie Powiatu w Radzyniu Podlaskim.
Andrzej T., jeden ze świadków w tej sprawie, uważa że dyrektor B. był do tej pory nie do ruszenia. – Jako zastępca przewodniczącego związku zawodowego w PPKS wielokrotnie przeciwstawiałem się nieprawidłowościom. Przez 18 lat radzyński PKS był prywatnym folwarkiem pana dyrektora. Wielu pracowników zostało skrzywdzonych. A znajomi dyrektora, nawet jeśli zostali schwytani przez policję za prowadzenie autobusów lub samochodów w stanie nietrzeźwym, nadal pracowali. Wielokrotnie sygnalizowałem organom ścigania i NIK przekręty na paliwie, fałszowanie dokumentacji, zakupy i remonty z wolnej ręki.
Związkowiec twierdzi, że dyrektor się na nim odegrał i przed rokiem zwolnił go z pracy. – Sfabrykowano przeciwko mnie dowody jakobym miał ukraść 5 litrów paliwa. Dlatego postanowiłem wyjawić prokuraturze, że dałem dyrektorowi łapówkę.
Fakt wręczania pieniędzy szefowi potwierdziło dwóch innych pracowników.