Prokurator zażądał trzech i pół roku więzienia dla 51-letniego Andrzeja D., znanego ginekologa z Białej Podlaskiej. Dwaj obrońcy i oskarżony chcą uniewinnienia.
Lekarz jest oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku i nieudzielenie pomocy.
Prokurator zarzuca też ginekologowi, że po spowodowaniu wypadku zostawił człowieka bez pomocy. A jako lekarz powinien mieć szczególny obowiązek ratowania życia.
Policja w kilka dni po wypadku uznała, że jego sprawcą może być znany ginekolog. Jego luksusowe audi A-6 było uszkodzone, a w miejscu tragedii znaleziono kratę wlotu powietrza z tego samochodu. Zatrzymany utrzymywał, że przejechał przez kłodę drewna. Prokurator nie dał temu wiary i wystąpił z wnioskiem o aresztowanie doktora. Sąd się nie zgodził i lekarz przez cały czas trwania procesu odpowiadał z wolnej stopy.
Wczoraj dwaj obrońcy sugerowali, że Andrzej D. mógł najechać na człowieka, który został zabity już wcześniej. Powoływali się na zeznających przed nimi biegłych z warszawskiego Stowarzyszenia Rzeczoznawców Samochodowych Expert Mot. Biegli wskazali na wiele niejasności: fatalnie przeprowadzoną sekcję zwłok zabitego, na niezbadanie krwi na śniegu. Twierdzili też, że przy złej widoczności lekarz mógł nie widzieć leżącego na jezdni mężczyzny.
Wcześniej inny zespół biegłych stwierdził z kolei, że ginekolog mógł dostrzec człowieka podnoszącego z jezdni głowę. Sąd nie uwzględnił wniosków prokuratora i pełnomocnika żony zabitego, aby powołać trzecią grupę biegłych lub doprowadzić do eksperymentu w miejscu wypadku.
Od dłuższego czasu o przyśpieszenie postępowania sądowego zabiegała wdowa po zabitym. Rozgoryczona twierdzi, że najważniejsze nie jest prawo, lecz układy wśród elit. Wczoraj nie przyszła na rozprawę.