W sobotnie przedpołudnia bazar przy Alei Tysiąclecia w Białej Podlaskiej oblegają tłumy ludzi. Sprzedający twierdzą jednak, iż prawdziwy handel należy już do przeszłości.
Bazar obok Alei Tysiąclecia w Białej Podlaskiej w latach 90 przeżywał swój okres świetności. Zaczęło się od zaledwie kilku stoisk. Sytuacja zmieniła się, gdy zlikwidowano rynek przy ulicy Sadowej. Większość handlujących przeniosła się na Al. Tysiąclecia.
Zbigniew Szpyruk tak wspomina tamte czasy: - Rozkręciliśmy bazar od podszewki. Podkreśla również, że kiedyś na rynku panowały jakieś zasady. Dotyczyły zakupu towaru przez osoby, które zaczynały sprzedaż. Handlujący starali się mieć inny towar niż sąsiad stojący obok.
Wszyscy związani z bazarem lata 1990-2000 określają jako pomyślne dla handlu. Na każdy towar był popyt. Sprzedający nie musieli się martwić, że coś im zostanie. Obecnie mniej optymistycznie oceniają sytuację.
- Handel umiera śmiercią naturalną. Jest jakimś wyjściem, kiedy ktoś sobie dorabia. Dla młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają handlować, taki bazarek to żadna przyszłość - mówi Alicja Czarnecka od kilku lat związana z rynkiem. Sprzedający na bazarze mają świadomość, iż zmniejszony popyt na towary spowodowany jest sytuacją gospodarczą w powiecie. Źródła też trzeba szukać w powiększającym się wciąż bezrobociu.
Na bialskim bazarze można usłyszeć mowę ze specyficznym akcentem. Zdradza ona przybyszów zza wschodniej granicy, Białorusinów, Rosjan, Ukraińców. Oferują różny towar. Już przy wejściu padają słowa "papierosy, wodka”. Niektórzy posiadają swoje punkty sprzedaży. Zazwyczaj rozkładają się z towarem tuż przy ogrodzeniu z siatki. Część osób handlujących na bazarze widzi w nich konkurencję. Mieszkańcy zza wschodniej granicy sprzedają taki towar, jaki posiadają Polacy.
- Cena ich produktów jest niższa, ponieważ ponoszą mniejsze opłaty - twierdzi jedna sprzedawczyń, która woli zachować anonimowość. Po godzinie siedemnastej bazar pustoszeje. Nazajutrz wszystko zacznie się od nowa.l