Przyszli wieczorem i powiedzieli grzecznie, że za trzysta złotych polnymi drogami doprowadzą mnie do bramy terminala. Równie grzecznie odmówiłem. Odjechali – mówi Wojciech Orlik, kierowca wiozący do Moskwy blaty kuchenne. Tak jak koledzy wolał nie ryzykować. Mimo mrozu poczeka z nimi.
– Pan, chłodnia wysiada. Jak tak można? Przepuście poza kolejką – prosi policjanta z patrolu Gienadij Arnatowicz.
– To nie ode mnie zależy. Dogadujcie się między sobą – odpowiada sierżant sztabowy Zenon Wakulski.
Według białoruskich kierowców wszystkiemu winni celnicy. – I nasi, i wasi. Za wolno odprawiają – mówią zgodnie szoferzy. Kończy im się paliwo i marzną. Nie wiedzą, kiedy znajdą się po drugiej stronie granicy.
– Nocą nie można usnąć, bo zaraz inni objeżdżają. Pilnujemy też nawzajem, żeby nie poprzecinali nam plandek. Poza tym boję się, że zamarznę – wyjaśnia Włodzimierz Jagowdzik.
Resztki jedzenia, jakie mu zostały, przemarzły. Żeby poprawić sobie humor, zaraz kupi cebulę. Warzywa i owoce sprzedaje Józef Zając. Dzień w dzień jest w Koroszczynie z towarem przywożonym spod Radzynia Podlaskiego.
– Handluję z kierowcami od kilku lat – wyznaje kupiec. Ale konkurencja depcze mu po piętach. Miejscowi też chcą zarobić.
– Wielu ze wsi tak dorabia – potwierdza Jan Sacharuk, mieszkaniec Wólki Dobryńskiej. – Ale mnie szlag trafia, kiedy patrzę na to wszystko. Hałas dzień i noc. Najgorsze, że tiry zastawiają wjazd na posesję.
Rolnik niemal codziennie wykłóca się z kierowcami. Ci pukają się w czoło. – Nie powiem, są ludzie z kulturą. Na przykład Duńczycy. A reszta to... – nie kończy i macha ręką. Ale gdy przychodzą do niego zmarznięci kierowcy po wodę, mimo wszystko nie odmawia. Nie ma sumienia.
„Pany”, tak określają wschodni kierowcy polskich szoferów. Niewielu ich czeka w kolejce. – Polakom wszystko wolno. Śmieją się nam w twarz, mówiąc: my jedziemy, a wy stoicie. I co zrobisz? My, „Ruskie”, trzymamy się razem – opowiada Anatolij. Jedzie z Francji aż za Moskwę, do Kowrowa. Nie spodziewał się takich mrozów. Dresy i buty sportowe – tylko to włożył wyjeżdżając z domu trzy tygodnie temu. Od kolegów dostał czapkę i kurtkę. Inaczej nie wychodziłby z kabiny w taki ziąb.
Ale czasami udaje się ominąć kolejkę. Takie szczęście miał wczoraj Konstanty Jakucki. Kierowca obchodził właśnie urodziny. Na potwierdzenie pokazał kolegom paszport i pojechał. Ale niedaleko, tylko za bramę terminala w Koroszczynie. A tam, zanim go odprawią, spędzi jeszcze około 20 godzin.