W Sobolach, żeby skorzystać z wc, dzieci muszą chodzić dwieście metrów do ubikacji na dworze, co jest szczególnie uciążliwe zwłaszcza zimą.
- Mokre nóżki, przeziębienia, to u nas normalność. Nie mogłam na to pozwolić i gdy tylko przed kilkoma miesiącami objęłam stanowisko dyrektora zrobiłam tu wielkie przemeblowanie - mówi dyrektor szkoły Joanna Klimiuk. Przemeblowanie pani dyrektor polegało na przeniesienie maluchów z zerówki i najmłodszych klas do cieplejszego budynku, w którym mieszkał poprzedni dyrektor i mieściła się jedyna w kompleksie tolateta. Starsze i odporniejsze dzieci uczą się w chłodniejszym budynku. Nauczycielki jeszcze w marcu prowadzą tam lekcje w ciepłych kurtkach. Budynek się sypie, pekają sciany i sufity, pomieszczenia rażą brakiem estetyki. Na szczęcie w nieszczęściu dzieci mają dobrą opiekę. Codziennie każde z nich dostaje tu szklankę goracej herbaty, drożdzówkę i słodycze.
Pomoc szkoła zawdzięcza bizneswoman rodem z Soboli, żonie szwedzkiego przedsiębiorcy Krystynie Righult, która razem w mężem na dożywanie wszystkich dzieci w szkole przeznaczyła trzy tysiące złotych, to wystarczy na słodkie bułki przez pięć miesięcy. Dwa tysiące szkoła dostała na drukarkę i skaner. Polsko-szwedzkie małżeństwo kupiło dzieciom jeden nowy zestaw komputerowy (drugi, używany, dała gmina) i obiecało sfinansować całkowicie malowanie nowej szkoły zewnątrz i wewnątrz.
Dwukondygnacyjny budynek jest na ukończeniu, będzie w nim siedem pracowni, w tym komputerowa. Ma to kosztować gminę milion dwieście tysięcy. Część tej kwoty miała pochodzić z kontraktu wojewódzkiego. - Problemy z kontraktami sprawiły, że myślimy o kredycie - zapowiada wójt Jan Łaski. Miejscowa ludność pomaga przy budowie, każda rodzina we wsi na jej wyposażenie odkłada miesięcznie po 10 złotych. Rodzice zadeklarowali też pomoc fizyczną podczas wakacji, po otwarciu szkoły.