To ciężka praca, ale bardzo satysfakcjonująca. Przez całe moje życie zawodowe jestem blisko dzieci. Jako emerytka mam więcej czasu i chcę dalej pracować, chociaż to zajęcie nie pozbawione stresu i często też wyniszczające. Podjęłam się kontynuacji, ponieważ ludzie mi zaufali. Finansowo jest bardzo ciężko. Działamy dzięki składkom członków i ofiarodawców. Wypracowanymi w ten sposób dochodami dzielimy się z potrzebującymi. Wspieramy świetlice działające w Białej Podlaskiej i niektóre, prężne koła terenowe. Pomagamy biednym rodzinom, domom dziecka, dopłacamy do wypoczynku letniego i zimowego. Organizujemy im wyjazdy w różne regiony kraju.
• Jak pani widzi swoją działalność, kiedy znajdziemy się w Unii Europejskiej?
- Cele i zadania nigdy się nie zmienią. Zawsze będziemy pomagać dzieciom z rodzin ubogich i zagrożonych patologiami. Zarówno w mieście jak i na wsi. Bieda jest tu i tam. Więcej do zrobienia jest jednak w większych skupiskach mieszkańców. I większe są możliwości. Bliżej do sponsorów. Prawodawstwo natomiast będzie dostosowywane do unijnego. Od tego nie uciekniemy.
• Co się zmieni w pracy towarzystwa na Podlasiu w najbliższych latach?
-W terenie musi powstać więcej kół TPD. Mamy też pewne propozycje bazujące na tradycji. Ogniska wychowawcze już dawno się sprawdziły. Obecnie działa ich w kraju około trzystu. Najbliższe są na Zamojszczyźnie. To placówki przypominające świetlice. Dzieci przebywają w nich po lekcjach. Otrzymują tam posiłek, odrabiają lekcje i spędzają popołudnia inaczej, niż w rodzinie, która nie funkcjonuje normalnie. Pedagodzy obejmują opieką również najbliższych wychowanka. Dzieci są izolowane od środowiska patologicznego, a to daje szanse, że wyrosną na porządnych ludzi. W każdej gminie powinno istnieć takie ognisko.