Jednostka straży pożarnej w Łosicach przyłączyła się do protestu dopiero w poniedziałek. W Białej Podlaskiej podjęto go dwa tygodnie temu. Przebieg akcji na Podlasiu ma taki sam charakter jak w całym kraju.
- Wypełniamy zalecenia komisji wojewódzkiej, z których się nie wyłamujemy, gdyż przedstawione postulaty są jak najbardziej słuszne. Upominamy się o to, co zostało nam obiecane jeszcze w 1997 roku, kiedy to ówczesny rząd zadeklarował stopniowe wyrównywanie naszych wynagrodzeń z policyjnymi - wyjaśnia Krzysztof Borysiuk, przedstawiciel protestujących strażaków w Parczewie. Zdaniem Marka Dziubana, rzecznika prasowego PSP w Łosicach, strażacy i tak długo czekali na realizację postanowień, na wykonanie których rząd miał czas do końca 2002 roku. - Tą akcją chcieliśmy po części przypomnieć o sobie i nagłośnić całą sprawę - wyjaśnia Marek Dziuban. Na tą samą kwestię zwraca uwagę Mirosław Panasiuk, twierdząc że - Akcja już odniosła nieznaczny skutek, gdyż dopiero po jej rozpoczęciu rząd zdecydował się przystąpić do rozmów. Jaki będzie ich rezultat - trudno powiedzieć.
W swoich postulatach strażacy zawarli nie tylko kwestie wynagrodzeń, ale także godzin pracy i jej charakter. - Trybunał Konstytucyjny ma rozstrzygnąć czy nasze 216 godzin pracy tygodniowo jest zgodne z konstytucją. Ustawowo bowiem przewidziane jest 168 godzin, jeśli więc różnicę potraktować jako nadgodziny, to powinniśmy otrzymać za to wynagrodzenie - stwierdza Marek Dziuban.
Przedstawiciele wszystkich jednostek straży pożarnej na Podlasiu podkreślają, iż akcja nie przekłada się na zmniejszenie wydajności ich pracy, gdyż jej manifestacja nie wiąże się z zaniechaniem podejmowania działań ratowniczych. - Działania takie są nadal podejmowane, i wszyscy normalnie pracujemy - uspokaja młodszy aspirant Dariusz Gomułka z KP PSP w Radzyniu Podlaskim.•