Andrzej O. wpadł na gorącym uczynku. W krzakach ukrył broń, a w bagażniku sarnę, którą zabił tej nocy. Zwierzę było pod ochroną - jeszcze karmiło młode.
- Od dawna mieliśmy mieli kłopoty z kłusownikami obok Wisznic. Często strzelają do zwierząt, które potem zostawiają na żer krukom. Wczoraj postanowiliśmy sprawdzić, kto nielegalnie poluje w lesie. Myśliwy i strażnik leśny natknęli się na otwarty samochód. Kolega dostrzegł na pontonie w bagażniku ślady krwi. Okazało się, że głębiej ukryta jest martwa sarna - mówi Kazimierz Krzyszczak, prezes lubelskiego koła kola "Lis”.
Wezwana na miejsce policja obstawiła drogi dojazdowe do samochodu. Po jakimś czasie z gęstwiny wyszedł mężczyzna.
- Zatrzymany na początku twierdził, że znalazł zabite zwierzę w lesie, jednak po przyjeździe na komisariat przyznał się do jego zastrzelenia. Wskazał miejsce ukrycia broni. KBKS leżał w pobliżu schowany pod ściółką. Karabin miał zatarte pole numerowe. Posiadał też noktowizor z akumulatorem - mówi Cezary Grochowski, oficer prasowy bialskiej policji.
Andrzej O. został osadzony w policyjnym areszcie. Za kłusownictwo grozi mu do 5 lat, a za nielegalne posiadanie broni nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
Myśliwi od lat mają problemy z kłusownikami, którzy niszczą im ambony myśliwskie.
Podcinają słupy lub wywracają je ciągnikami. - W ten sposób chcą nam uniemożliwić obserwowanie okolicznych terenów. Polując nie patrzą, czy to locha, czy sarna, która ma młode. Nie zważają na to, że z głodu zginą też małe koźlęta - mówi Andrzej Bedenak, łowczy koła "Lis”. - A ta sarna miała co najmniej dwoje koźląt - dodaje oburzony.
Strzały kłusowników są słyszane od dawna w okolicy rzeki Zielawy, niedaleko Wisznic i Horodyszcza. -- Kruki krążące nad lasem wskazywały nam miejsca, w których leżały szczątki upolowanych zwierząt. Przestępcy nawet nie zabrali mięsa - dodaje prezes Krzyszczak.