Łoś spłoszony przez ludzi na placu przedszkolnym usiłował uciec, ale zawisł na ogrodzeniu. Miał otwarte złamanie nogi, więc trzeba było go odstrzelić.
Marzanna Panasiuk, dyrektor przedszkola, początkowo nie mogła uwierzyć, że doszło do tego zdarzenia. – Gdzież u nas łoś?!! Przecież do lasu daleko. Byłam zdumiona, gdy usłyszałam, że zwierzę weszło na nasz plac i kiedy pojawili się ludzie, pewnie spłoszone, rzuciło się do ucieczki między garaże. Tam usiłowało przeskoczyć przez siatkę, lecz nie zdołało tego uczynić, bo rozbieg był za mały. Zawisło na ogrodzeniu – wspomina na podstawie opowieści swoich pracownic.
Młodszy kapitan Ireneusz Szkuat z parczewskiej Komendy Powiatowej PSP informuje nas, że niestety, łoś miał złamaną nogę. Konieczne było zatem wezwanie myśliwego, który odstrzelił cierpiące zwierzę.
M. Panasiuk przyznaje, że do godz. 13 zastrzelony łoś leżał na placu przedszkolnym, czekał na zabranie przez firmę utylizacyjną
- Cała ta historia nas zdumiała. Z opowieści ludzi wynika, że poprzedniego wieczora łoś chodził pod blokami – przyznaje dyrektor.