Chcą, abym stworzył coś specjalnie dla niej. Mają mi wysłać jej plany eventowe i wydarzenia, na których Lady Gaga miałaby się pokazać. Jestem z nimi w stałym kontakcie - rozmowa z Hubertem Kołodziejskim z Rokitna, projektantem odzieży oraz biżuterii
• Kiedy pierwszy raz pomyślałeś o tworzeniu biżuterii?
- Pomysł narodził się dwa lata temu, chociaż już właściwie na rysunkach z czasów liceum znalazłem ślady takich projektów. Rozpoczynając studia (Międzynarodową Szkołę Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie - przyp. aut.) wiedziałem, że chcę stworzyć spójną markę. A uruchomienie odzieżowej jest skomplikowane; to cała machina, od szwalni począwszy. Dlatego pomyślałem o biżuterii. Pierwsza kolekcja pojawiła się rok temu. Teraz pracuję nad drugą. Zresztą, biżuteria i odzież to moda, nie rozgraniczam tego. Tak naprawdę, trudno powiedzieć co jest ważniejsze. Czasami biżuteria jest bardziej zajmująca niż ubiór.
• Ta twojego autorstwa na pewno zwraca uwagę.
- O to mi chodziło, aby była charakterystyczna, nawet te najmniejsze modele. Takie na przykład kółko z perłą, ktoś powie. A ja w tym wypadku inspiruję się piercingiem, czyli kolczykiem który wkłada się do nosa lub sutka. Sama w sobie jest to zdecydowana forma. Kółko nawiązuje do kultury punkowej, a z drugiej strony mamy perłę, która jest czymś delikatnym i dziewiczym. To ma być kontrast.
• Perły w twojej biżuterii są bardzo wyjątkowe. Skąd taki pomysł?
- W pierwszej kolekcji użyłem klasycznych pereł, ale lubię nieoczywiste kształty, dlatego zacząłem poszukiwać pereł tzw. barokowych, które są niepowtarzalne. Dorastają do dużych rozmiarów, często są potrójne lub poczwórne, w różnych kolorach. Niektóre nie potrzebują żadnej oprawy. Są naprawę rzadkie. Nie spotkałem się jeszcze z takim użyciem wcześniej. U mnie na przykład barokowa perła może być przekłuta szpikulcem na wylot.
Sprowadza je z Tokio pewna kobieta, która jeździ tam na targi dwa razy w roku. Ostatnio przywiozła mi perły w kształcie statków kosmicznych. Zależało mi też, aby moja biżuteria była unisex. Nie przypisuję jej do żadnej płci, często zamiast modelek prezentują ją modele. Tak się stało, że panowie sami zaczęli ją zamawiać, głównie kolczyki. Najczęściej to zamówienia z zagranicy albo z większych miast. Kolczyki sprzedaję na sztuki, każdy może dobrać je według życzenia. Pokazuję to na Instagramie, że w tym też może być asymetria. To ten sam styl, więc kolczyki pasują do siebie. W jednym uchu może być większy, a w drugim mniejszy.
• Jak to się stało, że znane osoby zaczęły sięgać po twoją biżuterię? Nawet Lady Gaga.
- To trochę dzieło przypadku, bo moją biżuterię styliści wypożyczają na sesje zdjęciowe do magazynów. A zazwyczaj ubierają też celebrytów. Tak było na przykład z Edytą Górniak, bo jej stylistka zauważyła moje projekty na sesji. Inaczej było z Lady Gagą. Jej styliści napisali do mnie na Instagramie. Poprosili o mój numer telefonu i e-maila. Chcą, abym stworzył coś specjalnie dla niej. Mają mi wysłać jej plany eventowe i wydarzenia, na których Lady Gaga miałaby się pokazać. Jestem z nimi w stałym kontakcie.
• Instagram to twoje główne narzędzie biznesowe?
- Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego bez Instagrama. Faktycznie, to najważniejsze medium w mojej pracy. Strona internetowa jest w budowie. Do tej pory Instagram spełniał wszystkie zadania. Na przykład aktorka Olga Bołądź zobaczyła moje projekty na sesji zdjęciowej i sama do mnie napisała na Instagramie. Podobnie stylista piosenkarki Anny Wyszkoni. Później podarowałem Wyszkoni cały set mojej biżuterii. A ona z kolei na jakimś koncercie w grudniu ubiegłego roku pokazała biżuterię Kasi Kowalskiej, która założyła ją później na występ. Jak widać, przyjaźń w showbiznesie też istnieje.
• Jak wygląda tworzenie biżuterii?
- Wszystko oparte jest o kolekcje, rzadko robię coś specjalnie pod kogoś, bo to skomplikowany proces. Najpierw wykonuję ręcznie prototyp, a następnie z tego wykonuje się odlew. Ale produkcją zajmuje się pracownia złotnicza w Katowicach. W ciągu dwóch lat przetestowałem ponad 30 i tylko ta jedna spełniła moje wymagania. Wszystko ma znaczenie, stopień wygięcia szpikulca czy stopień mocowania perły. W takiej pracowni są specjalnie maszyny, a one kosztują sporo, więc na razie tak to wygląda. Jako pierwsza kolczyki przymierza moja mama, a później je sobie przywłaszcza.
• Nadal projektujesz ubrania?
- Nie zrezygnowałem z projektowania ubrań. Tworzę je na zamówienia prywatne, ostatnio to głównie sukienki. Stale współpracuję ze stylistami, którzy na przykład pracują jako tzw. personal shopperzy. To wszystko daje mi utrzymanie. Nie ukrywam, że projektuję też z myślą o sobie, jeżeli chodzi o męskie rzeczy. To najczęściej taki street style w zdecydowanej formie, bo nie lubię nudy. W odzieży często pojawia się asymetria i ostre krawędzie. Nadal też projektuję ubrania dla mamy.
• Mieszkasz i tworzysz w Rokitnie. Nie ciągnie cię do showbiznesu?
- Myślę, że przeszedłem sporą metamorfozę, wróciłem tutaj na Podlasie, żeby trochę się zmienić i poukładać sobie w głowie. Przeszkadzała mi m.in. moja nadwaga, zwłaszcza w kontekście tego, że robię w modzie. Dobrze mi się tutaj mieszka, bo lubię przyrodę. To też moja inspiracja, na przykład formy organiczne. Tutaj odnajduję spokój. Codziennie chodzę na długie spacery, biegam. Szanuję i doceniam piękno przyrody. Także to, że perły których używam zostały stworzone z natury, a właściwie małż je stworzył. Pasja i chęć tworzenia są we mnie cały czas i to jest najważniejsze. Spójna marka z jasnym przekazem, zdecydowana w formie, ale przystępna. Do tego dążę. Dlatego codziennie rano wstaję z zapałem, aby tworzyć nowe rzeczy. Oczywiście, liczy się też dla mnie sukces komercyjny, żeby te rzeczy się sprzedawały. Ciężko się wstrzelić w niszę. Ale wydaje mi się, że mam wyczucie rynku i intuicję. Nie śledzę trendów w magazynach czy w internecie. Skupiam się na swoim wyczuciu i wierzę, że jest to ponadczasowe i rokuje na lata. Wiem też, że dzięki znanym osobom docieram do większej rzeczy odbiorców, ale nie ekscytuje mnie to. Chciałabym, aby moja marka zaistniała za granicą. To jest mój cel. To kwestia promocji.
• W takim razie co uważasz za swój sukces, w kontekście osób które noszą twoją biżuterię?
- Najważniejsza osoba która ma moją biżuterię to Marina Abramović. Dostała ode mnie kolczyki i je nosi. Kiedy miała wystawę w Toruniu, poprzez kuratora przekazałam jej biżuterię. Zrobiłem ją specjalnie dla niej. Dostałem e-maila z podziękowaniem, napisała że kolczyki są piękne i je nosi. Bardzo ją szanuję. Ważna jest dla mnie ta świadomość, że taka osobowość jak ona posiada moją biżuterię. Na pewno nie wszyscy będą nosić moją biżuterię, bo nie wszyscy dobrze się w niej czują. Najważniejsze, to żeby nikomu się nie narzucać. Jako pierwsi zaczęli nosić moje projekty znajomi. To bardzo miłe i budujące. Nie chcę mówić, że to biżuteria dla silnych kobiet, bo przecież mogą to założyć kobiety z depresją i poczują się dzięki temu lepiej.
• Co się działo po emisji materiału o tobie w Dzień Dobry TVN?
- Mój telefon prawie się wyłączył od powiadomień, na wszystkich kanałach społecznościowych. W ogóle sporo czasu zajmuje mi też odpisywanie klientom, bo z reguły mają wiele pytań, o wymiary biżuterii, o wagę, o to jak się ją zakłada. Co chwila dostaję takie wiadomości.
Hubert Kołodziejski
(ur. w 1992 roku) mieszka i projektuje odzież oraz biżuterię w Rokitnie w powiecie bialskim. Jest absolwentem Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie. Przełomowym momentem okazała się dla niego wygrana w Warsztatach Art & Fashion Festival w Poznaniu w 2012 roku. Zaraz po tym dostał się na letni kurs na prestiżowej Central Saint Martins w Londynie. W ubiegłym roku znalazł się w gronie najbardziej obiecujących projektantów mody w Polsce według magazynu K-MAG