Byli chyba pierwszą grupą młodzieży, która już w marcu przywitała sezon wieczornym ogniskiem. Chociaż z funduszami u "wodniaków” raczej kiepsko, to pomysłów na spędzanie wolnego czasu im nie brakuje.
Jak twierdzi, nie chodzi tu tylko o miłe spędzenie wolnego czasu, ale przede wszystkim o krzewienie kultury harcerskiej, także poprzez poznawanie obrzędowości innych drużyn. Właśnie to miał na celu ostatni weekendowy wyjazd "wodniaków” do Chotyłowa, gdzie spotkali się z harcerzami z innych miast powiatu.
Stałą bazą wypadową służy około pięćdziesięcioosobowej drużynie proboszcz ze Swór, który jest ich kapelanem. - Dzięki gościnności takich właśnie ludzi dysponujemy miejscami, w których możemy wspólnie spędzać czas. Jako drużyna wodna mamy stanicę na Mazurach, i drugą, jeszcze w budowie, w Międzyrzecu Podlaskim - wyjaśnia Kasia Radzikowska, pełniąca funkcję drużynowej.
Dziewczęta zaznaczają, że harcerstwo, pomimo wielu ciekawych form spędzania czasu, to przede wszystkim ciężka praca. - Nasza działalność służy głównie wychowaniu, i przekazywaniu młodym ludziom najważniejszych wartości, niezbędnych do współistnienia z drugim człowiekiem. Wychowywanie to bardzo trudne i niewdzięczne zajęcie - mówi Kasia.
Dla obu dziewcząt nie ma jednak większej zapłaty za ich pracę, niż postępy jakie zauważają u podopiecznych. Twierdzą, że miło widzieć jak z krnąbrnego dzieciaka wyrasta pełnowartościowy młody człowiek.
- Nasza praca to społecznictwo, trzeba więc mieć do niej serce. Poświęcamy swój czas i energię na działania, których wyniki będą widoczne dopiero za parę lat. Dodatkowo jesteśmy zdani sami na siebie, gdyż na pomoc z zewnątrz nie możemy raczej liczyć - wyjaśnia Ada.
"Wodniacy” z pewnością nie liczą na wsparcie ze strony miasta, bo jego władze nie przejawiają chęci integrowania się z harcerzami. - Nasz prezydent nie widzi płaszczyzny, na której mogłaby zaistnieć jakaś współpraca - twierdzą druhny. Dlatego też wszelkie prace jakie wykonują na rzecz miasta, są tylko z ich inicjatywy.•