Ewelina Domańska przed dwoma miesiącami wygrała najważniejszą walkę w swoim życiu. Stoczyła bój o przyznanie praw rodzicielskich nad siódemką młodszego rodzeństwa. W ten sposób spełniła ostatnie życzenie umierającej matki.
Aby dom mógł funkcjonować normalnie rodzeństwo sporządziło grafik dyżurów. Na kartce spisują, kto i co ma wykonać każdego dnia. Przygotowanie posiłków spadło na Ewelinę. - Ale mam wielu pomocników - mówi dziewczyna. - Zawsze mogę liczyć też na rodzinę i znajomych.
Raz w miesiącu odwiedza ich również pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy. Podczas wizyty sprawdza, jak Domańscy sobie radzą, czy im czegoś nie brakuje.
Sąsiedzi są pełni uznania dla Eweliny. - To bardzo dzielna dziewczyna - mówią. - Taka dojrzała. Opiekowała się matką, gdy ta była ciężko chora. A po jej śmierci jest jedyną podporą dla swoich braci i sióstr. O ojcu dzieci sąsiedzi nie chcą mówić. Odszedł, gdy jego żona zmagała się z rakiem - ucinają rozmowę.
- Najbardziej martwię się o Wojtka - zwierza się dziewczyna. - Brat cierpi na częstoskurcz sera. Często źle się czuje. Dlatego staram się, by jego stan zdrowia został zweryfikowany w Centrum Zdrowia Dziecka. - Dopnę swego.
Ewelina mówi, że w życiu kieruje się dewizą, która przyświecała jej matce: Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. - Słowa te pomagają mi rano wstać i podejmować kolejne próby uporania się z problemami. •