Spada wartość ofiar składanych na tace. Już nie papierki, a monety są wygrzebywane z portfeli wiernych podczas mszy. A i „co łaska” jest coraz mniejsza. Taka sytuacja jest w wielu kościołach na Podlasiu.
Mizerny stan datków na tace potwierdza ks. Paweł Siedlanowski, rzecznik prasowy kurii siedleckiej. O tace dzwonią drobne monety. Rzadko zaszeleści banknot o większym nominale. – Nie od dziś wiadomo, że większość datków pochodzi od ludzi ubogich. Zamożnym chyba brakuje wrażliwości. Nie widzą potrzeby dzielenia się dochodami z innymi. Kościół jest więc oparty na ubogich – zaznacza rzecznik.
Księża ubolewają, że przy takich wpłatach nie ma za co rozbudowywać kościoła. Zauważyli to także wierni, którzy zniecierpliwieni spowolnionym tempem prac przy rozbudowie i upiększaniu kościoła, zaczęli snuć domysły jakoby ich datki gdzieś przepadały. – Ofiary składane na tacę wynoszą średnio 3 tys. zł w niedzielę. W parafii zostają najczęściej dwie lub trzy tace w miesiącu. Pozostałe, zgodnie z prawem diecezji, mają zostać przekazane do kurii. W październiku nawet aż trzy tace, spośród pięciu niedziel, będą wysłane kurii. Pozostają jeszcze doraźne ofiary składane przez wiernych, ale to jest kropla w morzu potrzeb – tłumaczy ks. Jarek, jeden z księży rozbudowującego się kościoła.
Jak mówi, dwie trzecie wpływów ze ślubów, pogrzebów i chrztów jest dzielone między wszystkich księży i wikariuszy. Reszta idzie na opłaty za światło itd. Zgodnie z prawem diecezjalnym, 20 procent jest wynagrodzeniem dla służby kościelnej. Reszta jest dzielona pomiędzy księży odprawiających. W ubiegłym roku 18 procent intencji mszalnych zostało odprawionych „za darmo”, tzn. bez ofiary. – Przy pogrzebach i ślubach pytam najpierw o stan ekonomiczny rodziny. Wielokrotnie przyjmowałem mniejszą ofiarę, niż zwyczajową lub też wcale – wyjawia ksiądz Jarek. – Takie czasy nastały. •