W podlaskich gminach powstał "biznes weselny”. Część kierowników wiejskich domów kultury nie myśli o kulturze, a o zyskach. Szkoły w weekendy zamieniają się w domy weselne. Niekiedy biesiadujący kończą zabawę w szpitalach.
- Łopatologicznie musimy wyjaśniać organizatorom, jakie błędy są popełniane. Uprzedziliśmy, że będziemy częstymi gośćmi weselnymi. Największy natłok takich imprez bywa w sobotę po południu. U większości ludzi znaleźliśmy zrozumienie. Zdarzają się jednak przykre sytuacje i wówczas trzeba wymierzyć spory mandat - mówi powiatowy inspektor sanitarny Zofia Badach. Inspektor przyznaje, że wiele szkół dorabia na weselach. Także dyrektorzy gminnych ośrodków kultury udostępniają weselnikom sale widowiskowe, do których dowożone są z różnych kuchni pokarmy. To sprzyja niekiedy zatruciom.
- Zazwyczaj są to uczty na 100-120 osób. Niekiedy nawet na 150. Czasem tylko 60-80 weselników. Nieszczęściem są lokalne zwyczaje rozdawania gościom po zakończeniu wesela ciast. Przewożenie tortów na duże odległości grozi roznoszeniem zatruć - wyjaśnia Zofia Badach.
Niewielu młodych ludzi stać na wynajęcie restauracji. W bialskim Urzędzie Stanu Cywilnego dowiedzieliśmy się, że salę bankietową na wesele w Białej Podlaskiej trzeba zamawiać z prawie półrocznym wyprzedzeniem. Iwona Kaliszuk, zastępca kierownika USC powiedziała, że rosnąca liczba bezrobotnych ogranicza ilość zawieranych ślubów. Przewiduje do końca tego roku zarejestrowanie około 400 ożenków.•