Jan Lewczuk, "złota rączka” z Żerocina w powiecie bialskim twierdzi, że chce wykonać wymyślony przez siebie... siłownik grawitacyjny. Nad tym urządzeniem pracuje już około 20 lat. Jest przekonany, że będzie ono, bez prądu, napędzało turbiny
Radny Zbigniew Grysiewicz z Żerocina powiedział nam, że Jan Lewczuk jest cenionym fachowcem od prac ślusarskich. - To poważny i porządny człowiek. Złota rączka. Potrafi pomóc, kiedy coś się zepsuje - mówi Zbigniew Grysiewicz.
Już od 20 lat J. Lewczuk stara się zbudować siłownik grawitacyjny, który miałby poruszać turbiny.
- Dawniej zajmowałem się usprawnieniami. Wiele rzeczy udało mi się zmodernizować. Jak ktoś lubi palić, tak ja uwielbiam myśleć. Deską kreślarską jest moja wyobraźnia i pamięć. Jestem przekonany, że uda mi się zbudować siłownik. To nie wymaga dużych nakładów. Rozmawiałem z fizykiem w jednym z lokalnych studiów radiowych. Stwierdził, że niemożliwe jest zrealizowanie mojego pomysłu. Podobnie zanegowali mój projekt naukowcy z KUL. Myślę jednak, że siłownik jest prostym urządzeniem, które mogę wykonać nawet w Międzyrzecu Podlaskim. Działa jak wodospad. Nie potrzebuje wiatru czy słońca. Muszę frezarką zrobić tylko odpowiednie tryby w mechanizmie, aby całość mogła się poruszać (niezależnie od prądu). Sądzę, że model może kosztować około 2000 złotych - wyjawia sześćdziesięcioletni mężczyzna.
Niestety, od lat wszystkie jego starania okazywały się bezowocne. Naukowcy i inżynierowie traktowali jego pomysł jak fanaberię i urojenie. Poprosiliśmy jednak bialskiego przedsiębiorcę Tadeusza Kociuka o zainteresowanie się niedoszłym wynalazcą, porozmawianie i ewentualnie danie mu szansy. Zgodził się pomóc i oczekiwał na spotkanie z nim. Niestety, majsterkowicz i pomysłodawca "siłownika grawitacyjnego” nie dotarł do biura T. Kociuka. Ten jednak czeka nadal na ambitnego ślusarza. •