Wczoraj Państwowa Inspekcja Pracy zorganizowała w swojej siedzibie konferencję prasową o niebezpieczeństwie na budowach, a po sąsiedzku robotnicy bez kasków i odzieży ochronnej pracowali w wykopach. Niedaleko od budynku PIP, na ul. Warszawskiej dźwig przesuwał wielki kamień-pomnik. Ciężki hak dyndał nad nieosłoniętymi głowami robotników.
- Te fotografie nas przekonują. Nasz inspektor dotarł na miejsce podczas ostatniej fazy przenoszenia pomnika upamiętniającego jubileusz "Solidarności”. Nie było wyznaczonej strefy niebezpiecznej. Robotnicy hakowi nie mieli obowiązkowych przeszkoleń. Inspektor musiał sam nadzorować przeniesienie i odwrócenie głazu z pamiątkową tablicą. Brakowało tam pracownika - wyjaśnił Demczuk.
Przyznał, że na sąsiadującej z PIP budowie budynku usługowo-handlowego też wykryto nieprawidłowości. Nie mogliśmy dodzwonić się do kierownika budowy. Skontaktowaliśmy się z inwestorem. A ten stwierdził, że ... gazeta nie ma nic do tej budowy. - Ktoś was nasłał. To z zawiści ludzkiej. Nie życzę sobie, abyście pisali o mnie. Zadzwonię do kierownika budowy i za pięć minut robotnicy będą w kasach - powiedział. I tak się rzeczywiście stało.
Nie zastaliśmy natomiast nikogo z kierownictwa Przedsiębiorstwa Robót Drogowych. Pracownicy tej firmy przenosili obelisk. Prezes był na naradzie. Jego podwładni dziwili się, że z tak błahego powodu robimy problem.
- Problem pracy bez kasków to sprawa wykonawcy - powiedział Rudolf Somerlik, dyrektor gabinetu bialskiego prezydenta. Urząd Miasta był inwestorem przy przenoszeniu pomnika.
Nadinspektor Leszek Olejniczak, z bialskiego oddziału OKP powiedział nam, że na polecenie głównego inspektora pracy zostaną zaostrzone kontrole przestrzegania przepisów BHP.