To nie jest biznes, z którego się utrzymujemy - mówi Anna Dębiec. - Ale nie ukrywam, że dzięki temu wzmacniam domowy budżet.
- Mieszkam w Bronowicach, uczę w tutejszej szkole i... nie mam zamiaru zmieniać zawodu - zapewnia pani Anna. - Ale jeśli można dorobić, to czemu nie?
Zawsze lubiła malować
- Na początku namówiła mnie koleżanka. Powiedziała: Chodź, pojedziemy do Kazimierza, może coś sprzedamy.
Zapakowała kilka obrazków i stanęła na Małym Rynku. Trzeba było mieć trochę odwagi, bo obok było tyle galerii i znanych artystów. Była zażenowana i zdenerwowana. Ale kupcy znaleźli się szybko. Sprzedała wszystko na pniu.
Ten pierwszy sukces handlowy był motorem do dalszego działania.
Ekskluzywne filiżanki
- W Kazimierzu moimi obrazkami zainteresowała się pani, która miała galerię. Sama mi zaproponowała, że będzie brała moje prace.
Później jedna osoba polecała ją drugiej, ta następnej. Ewa Sołtycka, która zmieniała branżę swojego sklepu i nie chciała zostawić jej na lodzie, rekomendowała ją swoim znajomym. Także do lubelskiego (i w Radomiu) sklepu z kawą i herbatą.
- W sklepach z kawą i herbatą poszukiwane są ekskluzywne kubki i filiżanki. Zaczęłam malować na porcelanie. Każda sztuka to rękodzieło, nie ma dwóch identycznych.
Do takich sklepów przychodzą klienci, którzy chcą mieć filiżankę ozdobioną według własnego gustu lub pomysłu. Szukają kontaktu z panią Anną i zlecają zamówienia. A to na wzór przedwojennej pocztówki, a to według starego motywu lub ulubionej ornamentyki.
Warsztat na stoliku
- Mój warsztat to stolik, trochę farb i pędzle, filiżanki. Często używam mocnych barw, bo jestem kobietą konkretną i stanowczą - wyznaje artystka.
Pani Anna uważa, że taka forma pracy jest znakomita dla kobiet, które mają nieco wolnego czasu i chcą podreperować finanse.
- Ponieważ mam stałą pracę, nie mam przymusu robienia czegoś innego. Mogę sobie pozwolić na urlop, na przerwę, choć, oczywiście, tylko ktoś nierozsądny zrezygnowałby z realizowania zamówień. Luksusem tej mojej działalności jest i to, że robię to, co jest moją pasją, co lubię.
Dodaje, że miała to niezwykłe szczęście spotykać ludzi życzliwych. Bez zawiści polecali jej wyroby następnym sklepom, nowym odbiorcom. To, że nie musiała ubiegać się o rynek zbytu, dawało jej wolność tworzenia i pewność. Pracuje tylko na zamówienie, więc na domowych półkach nie zalegają niechciane filiżanki.