– Spotkałem się z samymi pozytywnymi komentarzami. Mieliśmy ponad 500 udostępnień zbiórki, uzbieraliśmy już ponad połowę potrzebnej sumy. Ruszyły też zamówienia. To 300 proc. tego, co było kilka tygodni wcześniej. Rozmowa z Bartłomiejem Piwko, właścicielem wegetariańskiej restauracji Umeå w Lublinie
- Umeå działa od 6 lat.
– Ja trafiłem tu później. Studiowałem wtedy w Lublinie matematykę i chciałem zostać w mieście na wakacje. Szukałem pracy. Zaczynałem od zmywaka i bardzo szybko zakochałem się w tym miejscu i w tej kuchni. To była dla mnie nowość. Moi rodzice są rolnikami, prowadzą małe gospodarstwo. Wychowałem się więc na jedzeniu wszystkiego co „swoje”, ale szybko zauważyłem, że dieta roślinna jest lepsza dla organizmu niż mięso, do którego byłem przyzwyczajony.
- Jak rodzice przyjęli przejście syna na wegetarianizm?
– Tata wiedział, że lubię porywać się z motyką na słońce, więc od razu to zaakceptował. Mama była bardziej sceptyczna. Oboje mnie jednak bardzo wspierali. I w nowej diecie, i w planach zawodowych. Już w październiku porozumiałem się z ówczesnym właścicielem restauracji i postanowiliśmy, że przejmę lokal. Dokładnie dziś mijają dwa lata, odkąd kieruję Umeå.
- Jaki to był czas?
– Pierwszy rok był bardzo specyficzny i wiązał się z dużymi inwestycjami, bo konieczna była wymiana sprzętu. To był też bardzo intensywny czas, bo musiałem się dużo nauczyć. A potem przyszedł rok 2020 i epidemia.
- Kilka dni temu napisaliście na waszym Facebooku, że „nie będziecie już udawać twardzieli”. Na portalu zrzutka.pl rozpoczęliście zbiórkę „Ostatnia deska ratunku dla Umeå”. Przyznaliście, że jeśli nic się nie zmieni, to styczeń będzie ostatnim miesiącem gotowania.
– To nasza próba walki o przetrwanie do ostatniej chwili, ale i próba pokazania, jak wygląda w tej chwili sytuacja w całej branży gastronomicznej. My ciągniemy ostatkiem sił, ale inni mają jeszcze gorzej. Nie wszyscy mogą sprzedawać dania na dowóz lub z odbiorem. Nie wszystko, co wydaje kuchnia nadaje się do zapakowania.
- Jaka jest wasza sytuacja?
– Pod koniec roku wypowiedziana została nam umowa najmu lokalu, bo mieliśmy bardzo dużo zaległości. Absolutnie nie miałem o to pretensji do właściciela kamienicy, bo czasy są ciężkie i trzeba sobie pomagać, ale każdy musi też myśleć o sobie. Każdy ma własne potrzeby i zobowiązania. Dla nas było to jednak równoznaczne z końcem działalności.
- A potem zaczęła się zrzutka…
– Której efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Spotkałem się z samymi pozytywnymi komentarzami. Mieliśmy ponad 500 udostępnień zbiórki, uzbieraliśmy już ponad połowę potrzebnej sumy. Ruszyły też zamówienia. To 300 proc. tego, co było kilka tygodni wcześniej. Są godziny, w których musimy przerwać przyjmowanie nowych zamówień żeby nasza kuchnia zdążyła zrealizować już przyjęte.
- Macie już pewność, że przetrwacie?
– Mamy na to nadzieję. Rozmawiałem już z właścicielem kamienicy i powiedziałem, że mamy duże szanse na zapłacenie zaległości czynszowych. Dogadaliśmy się. Jest bardzo ciężko, ale okazało się, że mamy wielu wiernych klientów i osób, które chcą pomóc. Oni sprawili, że wróciła nadzieja i wiara. Nie będziemy się poddawać. Walczymy do samego końca.