Leszek Pawłowski nie kryje złości na Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Ma pretensje, że po wyjściu z więzienia nie dostał z MOPR należącego mu się wsparcia.
- Opłacili za mnie pobyt i wyżywienie w ośrodku - opowiada Pawłowski. - Jeszcze do ubiegłego miesiąca otrzymywałem stamtąd zasiłek. Wszystko zmieniło się, gdy zaproponowano mi udział w zajęciach Centrum Integracji Społecznej.
Pawłowski odmówił, więc MOPR nie przyznał mu świadczeń. Mężczyzna usprawiedliwia się, że uczestnicząc w oferowanych zajęciach mógł zarobić tylko dwieście złotych miesięcznie.
- Codziennie trzeba na to poświęcić siedem godzin. A przecież mam też obowiązki w Monarze. Zresztą, kto w dzisiejszych czasach utrzyma się za taką kwotę?
- denerwuje się mężczyzna. - Moim marzeniem jest znaleźć jakąś pracę. Gdybym uczestniczył w CIS, nie miałbym czasu jej szukać, a tak codziennie rozglądam się za zajęciem. Na pomoc MOPR nie mogę liczyć.
Zarzuty Pawłowskiego odpiera Lucyna Kozaczuk, dyrektor MOPR. - Chcieliśmy umożliwić temu panu lepszą integrację ze społeczeństwem oraz zdobycie nowych umiejętności i zawodu. Przecież kilkanaście lat spędził w zakładzie karnym.
W ramach CIS odbywa się praktyczna nauka zawodu, są spotkania z psychologiem i doradcą zawodowym. Uczestnicy otrzymują również specjalne świadczenie - tłumaczy Kozaczuk. - Niestety, on nie wykazał woli współpracy, bo liczy tylko na pomoc finansową. Dlatego będziemy opłacać jedynie jego pobyt w ośrodku.
Sytuacją swojego podopiecznego martwi się kierownik Monaru. - Bardzo mi go szkoda. Wiem, że powinien znaleźć pracę, ale CIS to nie jest zajęciem dla niego. On się nie nadaje do pracy na przymus.
Propozycja MOPR jest w jego wypadku kompletnie nietrafiona - opowiada Barbara Fijałkowska szefowa chełmskiego Monaru. - Leszek dopiero zaczyna przyzwyczajać się do życia w społeczeństwie. Jest bardzo uczynny i miły. To prawdziwa złota rączka. Chciałabym, żeby miał jakieś normalne zajęcie. Może znalazłoby się dla niego inne rozwiązanie?
Personalia mężczyzny zostały zmienione