Chełmska szopka zdążyła utrwalić się w świątecznym krajobrazie miasta. Ożywa po pasterce, z chwilą przeniesienia do niej z figurki Dzieciątka Jezus.
Strzechę robi się z żytniej słomy. Najpierw trzeba umówić się z rolnikiem, aby sprzątnął pole kosiarką, a nie kombajnem. Potem słoma musi być starannie zaimpregnowana środkami przeciwpożarowymi. Mistrzami w tej dziedzinie są rzemieślnicy z Pałecznicy pod Lubartowem. To oni budują szopkę w Chełmie. A mieszkańcy od kilku dni miasta przystają i podziwiają fachowość, szybkość i zręczność z jaką to robią.
Robotnicy spieszą się, bo czasu zostało niewiele. Szopka ożywa po pasterce, z chwilą uroczystego przeniesienia do niej figurki Dzieciątka Jezus z bazyliki Narodzenia NMP.
- Począwszy od drugiego dnia świąt nasza szopka będzie tłem dla różnego rodzaju występów i prezentacji artystycznych - mówi Teresa Wolik-Dubaj, rzecznik prasowy prezydenta Chełma. - O godzinie 15 usłyszymy kolędy i pastorałki w wykonaniu zespołu Genezaret. W przerwie gospodarze miasta będą chcieli podzielić się z mieszkańcami opłatkiem.
Prawdziwa słomiana strzecha to nie jedyna atrakcja chełmskiej szopki. Lada dzień wprowadzi się do niej sympatyczny kucyk "Paszka” z gospodarstwa Bożeny i Witolda Czerwonków z Kamienia oraz baranki od Mariana Harceja z Mołodutyna. Dopóki szopka będzie stała, zwierzęta będą w niej mieszkać. Zostaną z niej zabrane tylko w sylwestrową noc. Kucyk, który w ubiegłym roku świętował nadejście Nowego Roku razem z chełmianami, bardzo to odchorował.
- Od kiedy zaczęto stawiać szopkę, mój trzyletni synek Igor codziennie mnie tam prowadzi, aby sprawdzić, czy już zamieszkały w niej zwierzęta - mówi Justyna Tchórzewska. - Zapamiętał sobie kucyka i owieczki sprzed roku i nie może się ich doczekać.
W tym roku Igor się nie zawiedzie. Choć na żywe zwierzęta w krytej strzechą szopce decyduje się coraz mniej miast. Nie ma ich na przykład w Lublinie. Tam kilka lat temu w pożarze stajenki spłonęły też zwierzęta.