Stanisława Panasiewicz przez lata szukała mogiły swojego ojca. Teraz, gdy jest przekonana, że ją wreszcie odnalazła, na drodze stanęli jej urzędnicy. Nie zgadzają się ma ekshumację
Henryk Dzierzbiński był funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej na posterunku w Mołodiatyczach. W 1945 r. miał 35 lat. Wziął ślub, jego żona zaszła w ciążę. Córka Stanisława nie poznała jednak swojego ojca. 6 czerwca 1945 r. „banda” napadła na posterunek, uprowadziła milicjanta i zabiła. Zwłok nigdy nie odnaleziono.
– Mama szukała jego mogiły przez lata, ale nie znalazła. Wydawało się, że pogodziła się z tym, że nigdy nie odkryje prawdy – wspomina Panasiewicz. – Na łożu śmierci poprosiła jednak, żeby szukać taty w Trzeszczanach, czyli tam, gdzie mieszkał w 1945 r.
Poszukiwania nabrały tempa dopiero w 2012 r. Wtedy jedna z lokalnych gazet opisała ekshumację mogiły żołnierskiej z parku przy pałacu w Trzeszczanach.
– Kiedy budynki znalazły nowego właściciela, ten doprowadził do przeniesienia mogiły na cmentarz parafialny. W trakcie ekshumacji okazało się, że w kwaterze są dwa ciała, a nie jedno jak myśleliśmy do tej pory – opowiada Adela Marek, wieloletnia sołtys i świadek ekshumacji. – To były dwa męskie szkielety. Płyciutko zakopane. Obok siebie. Trumnę przywieźli tylko jedną. Nie czekali na drugą. Włożyli kości do worków i pochowali w jednej trumnie.
Zajmujący się sprawą historycy uznali, że w mogile pochowane są osoby związane z walkami partyzanckimi z kwietnia 1944 r. Swoje ustalenia oparli na przekazach mieszkańców okolicy. Dodali jednak, że nie jest to stwierdzone z całą pewnością. Na pewno ustalono jedynie, że jeden z pochowanych mężczyzn mógł mieć ok. 20 lat. Drugi – ok. 30-40 lat.
– Mój tata miał 35 lat. Dlatego byłam przekonana, że to jego szkielet odnaleziono – mówi Stanisława Panasiewicz. – Pojechałam na miejsce. Rozmawiałam z ludźmi. Spotkałam się z jedynym żyjącym świadkiem zbrodni. Opowiedział mi, że widział, jak zabijano mojego ojca. Poznał go na zdjęciu, które mu pokazałam. Niestety nie nagrałam tej rozmowy, a ten człowiek już nie żyje.
Sprawa nie dawała kobiecie spokoju. Uznała, że musi doprowadzić ją do końca. Dlatego w październiku wystąpiła do wojewody o zgodę na ekshumację i przeprowadzenie badań DNA. Nie prosiła o pieniądze. Chciała przeprowadzić badania na własny koszt.
– Urzędnicy odmówili mi tego pisząc, że muszę im udowodnić, że w grobie spoczywa mój tata. A jak mam to zrobić, skoro dopiero badania mogą to potwierdzić? To błędne koło – denerwuje się kobieta.
– Musimy otrzymać wniosek, w którym w sposób bardzo uprawomocniony, czy graniczący wręcz z pewnością udokumentowana będzie sprawa pochówku w mogile ojca wnioskodawczyni – tłumaczy Małgorzata Tatara z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. – W podobnych sprawach trudno o dowody. Mogą być nimi jednak także m.in. spisane relacje świadków wydarzeń oraz wszelkiego rodzaju pośrednie dokumenty.
W tej sprawie jest jeszcze jedna ciekawa i niewyjaśniona kwestia. MO badające sprawę 23 lata po zaginięciu funkcjonariusza ustaliło, że posługiwał się on cudzymi dokumentami. Ojciec Stanisławy Panasiewicz nazywał się w rzeczywistości Stanisław Więcławski. Dowód na inne nazwisko otrzymał od znajomych, gdy bez dokumentów uciekł z robót w Niemczech. Dlaczego posługiwał się nimi po odzyskaniu niepodległości – tego nie udało się ustalić. Nie powiedział o tym nawet swojej żonie.
Tabliczka w prokuraturze
Sprawą pochówku w Trzeszczanach zajmie się także Prokuratura Rejonowa w Hrubieszowie. Chodzi o tabliczkę. Pierwotnie na mogile był napis: „Tu spoczywa żołniesz” (pisownia oryginalna). Cztery lata temu Gmina Trzeszczany zastąpiła ją nową z napisem: „Tu spoczywają partyzanci – polski i radziecki rozstrzelani w IV 1944 przez Niemców”. Prokuratura ma ustalić, czy zrobiono to bez zgody i wiedzy Wojewody Lubelskiego oraz na jakiej podstawie uznano datę i przynależność narodową pochowanych.